Ikusa – epickie starcie w walce o Shogunat

Ikusa

Egzotyka kultury japońskiej dla wielu stanowi inspirację np. do podróżowania lub czytania książek o tej tematyce. Czemu w takim razie nie miałyby się pojawić gry, które adaptują historię i obyczaje średniowiecznej Japonii? Akurat w ostatnim czasie wraca moda na gry w klimatach japońskim i tutaj warto wspomnieć o tegorocznych premierach Yamatai czy Kanagawa. Ze znacznie wcześniejszych gier można wymienić takie tytuły jak Shogun, Samuraj, Tokaido, Takenoko czy nawet Potwory w Tokio. W tym tygodniu miałem okazję zagrać w kolejną, tym razem bardzo „starą” jak na planszówki grę o Japonii. W zasadzie wspomniana gra miała już 3 tytuły. Najpierw nazywała się po prostu Shogun, potem Samurai Sword, by ostatecznie trzecią edycję nazwać Ikusa.

Ikusa zwróciła moją uwagę całkiem przypadkowo już parę lat temu, kiedy szukałem jakiejś alternatywy dla Shoguna. Byłem bardzo zdziwiony, że tak mało na rynku jest rasowych strategii nawiązującej do walk o dominację w średniowiecznej Japonii. W zasadzie znalazłem jedynie Samuraja Reinera Knizii i właśnie Ikusę. Ten pierwszy tytuł od razu odpadł w moich oczach ze względu na to, że jest to czysty abstrakt (ledwo przebrnąłem przez podobny tytuł Knizii Tygrys i Eufrat). Natomiast Ikusa okazała się grą bardzo starą, bo z 1986 roku i bazującą na rozwiązaniach innej kultowej gry Ryzyko. W tym czasie rozważałem zakup Ikusy, jednak ostatecznie dochowałem wierności zasadzie Najpierw zagraj, potem kup. Na szczęście niedawno kumpel z planszówkowej ekipy w przypływie namiętności zakupił ten intrygujący tytuł, więc pojawiła się okazja, by wreszcie zagrać.

Krótko o zasadach gry

Po przeglądzie zasad gry, jak i recenzji Toma Vassela miałem wiele obaw czy ta gra uderzy w moje gusta. Z jednej strony oparta jest w zasadzie tylko o walkę, czyli to co Planszożerca lubi najbardziej. Gracz buduje jednostki i umieszcza je w kontrolowanych prowincjach (tylko jedna jednostka na prowincję). Walka oparta jest na kościach K12- każda jednostka reprezentuje jedną kość, a trafienie to rzut równy lub mniejszy od 4-6. Jednostki można grupować w maksymalnie 3 armie dowodzone przez Daimyo. Aby wygrać należy kontrolować 35 prowincji na 68 możliwych. I to w sumie wszystko. Reguły proste jak but i tylko jeden potencjalny zgrzyt – można całkowicie wyeliminować gracza pokonując jego wszystkie 3 armie. Zwycięzca zabiera wszystkie prowincje przegranego. To by oznaczało, że wyeliminowany gracz może iść do domu, a gra może jeszcze trwać dość długo, bo nie ma limitu rund. Dziś już tak nie projektuje się gier.

Starcie

Rozgrywka rozpoczęła się dość niemrawo. Każdy z graczy uczył się gry i na czuja kierował swoimi ruchami. Downtime pierwszej rundy był masakryczny. Jednak następne rundy były coraz bardziej dynamiczne, a trup ścielił się gęsto. Fakt, czasami rzuty kością K12 były dość niewdzięczne, jednak gra oferuje w miarę skuteczne sposoby, aby pomagać sobie z losowością, np. stawiając w obronie zamki i fortece, a w ataku najmować roninów.

Ikusa

Ikusa – pięć klanów pod przewodnictwem swoich Daimyos walczy o dominację w kraju kwitnącej wiśni.

Niezbędne było układanie się w sojusze, bo bez zabezpieczonych pleców trudno było wykonać jakieś bardziej stanowcze ofensywne ruchy. Już od pierwszej rundy pojawiły się dwie frakcje (po dwóch skrajnych częściach planszy), które koordynując swoje działania zaczęły ze sobą intensywnie walczyć.

Najciekawsza była końcówka rozgrywki. Nie zabrakło zdrady, jak i bardzo ciekawych zagrań wysyłania zabójców ninja (których pozyskuje się na drodze licytacji na początku każdej rundy). Zwycięzcą okazał się gracz, który pokonał innego zdobywając tym samym 35 prowincję. Coś, co na początku wydawało się bardzo niepokojące – czyli całkowita eliminacja gracza z gry, okazała się nie taka straszna, bo w zasadzie ten akt zakończył rozgrywkę.

Wrażenia

Ostatecznie rozgrywka trwała około 3 godziny (nie licząc tłumaczenia zasad) a wrażenia z pierwszej gry w Ikusa są naprawdę bardzo pozytywne dla wszystkich przy stole (nawet tych co jedynie kibicowali). Nie jest to gra wybitna, widać w niej ten stary styl projektowania gier, który jednak nawet po tylu latach zdecydowanie broni się i mam ochotę zagrać w nią kolejny raz (zresztą jak i pozostała reszta z grającej piątki). Co ciekawe w Ikusie widać mechanizmy, z których czerpały inne gry, np. Star Trek Ascendancy w budowaniu floty, podział prowincji w Shogunie (tylko że zamiast losowania prowincji mamy ich draft), rozkazy ataku w Grze o Tron. Jestem ciekaw jak wypadną kolejne rozgrywki w Ikusa i czy wrażenia z gry będą tak samo dobre. Warto, choćby dla waloru czysto poznawczego zapoznać się z tym tytułem, zwłaszcza dla zwolenników lekkich wojennych strategii.