Moja półka wstydu

Wśród planszowych geeków ukuto pojęcie Półka Wstydu, które w najbardziej ortodoksyjnej interpretacji oznacza po prostu listę posiadanych, ale jeszcze nie zagranych gier (często jeszcze zafoliowanych). Ale dlaczego wstydu? Bo najczęściej są to tytuły nabyte długi czas temu, pod wpływem impulsu, momentu chwili, w konwentowym szale zakupów (patrz amoku). Są to gry, w które albo nie ma kiedy albo z kim zagrać. Niemniej jednak właściciele wstydliwych okazów znajdujących się na owej „półce” są z nimi na tyle mocno związani emocjonalnie, że żadna myśl o ich pozbyciu się nie wchodzi w grę . W środowisku często jest to temat drwin i heheszków.

Moja półka wstydu

Gdyby trzymać się literalnie znaczenia półki wstydu opisanej powyżej, to w moim przypadku nie jest ona imponująca (na szczęście). Z tych tytułów, które leżą na regale ani razu nie zagrane to jedynie Bitwy Westeros. Kupiłem tę grę po bardzo okazyjnej cenie i … od ponad dwóch lat jeszcze w nią nie zagrałem. Z różnych powodów, choć dwa z nich są w zasadzie najpoważniejsze. Pierwszy z nich, to coraz mniej gram w dłuższe gry na dwóch graczy, a że mam ich coraz więcej to w rzeczy samej Bitwy pozostały zapomniane. Druga sprawa to fakt. że posiadany egzemplarz jest w języku angielskim, co niestety przekłada się na to, że nie z każdym mogę zagrać w tę zacną grę. A to, że chcę ją ograć, to pewne. Muszę tylko … ekhm poczekać jeszcze chwilkę…

Ciut inna definicja

Jednak moja definicja znaczenia Półka Wstydu jest znacznie szersza. Otóż zaliczałbym do tego grona gry, w które za rzadko gram. A tutaj liczba tytułów jest zdecydowanie większa, nad czym Planszożecra bardzo ubolewa. Pierwszy tytuł, w który chciałbym zdecydowanie częściej grać to Wojna o Pierścień – epickie starcie w Śródziemiu pomiędzy Wolnymi Ludami a siłami Saurona. Ostatni raz grałem około rok temu, a mam do tej gry jeszcze nie rozpakowane dodatki. No po prostu wstyd!

Kolejny tytuł, w który chętnie częściej bym grywał to World of Warcraft The Board Game. To także epicka gra, tym razem przygodówka. Tutaj ograniczeniem są downtime (najlepiej grać w nią we dwóch) jak i rozmiary gry (wraz z dwoma dodatkami gra ta zajmuje 2 stoły…). Bardzo żałuję, że nie mogę często zagrać w WoWtBG. Bardzo lubię zaimplementowany w niej system rozwoju postaci oraz unikatowy system walki. Mam na szczęście na oku jedną personę, którą jest szansa namówić na ten zacny tytuł. Pytanie tylko czy będzie chciała poświęcić co najmniej 4 godziny czasu na rozgrywkę (nie licząc tłumaczenia zasad).

World of Warcraft The Board Game

World of Warcraft The Board Game – długa, choć bardzo miodna adaptacja znanej komputerowej gry MMO.

Oprócz wymienionych wyżej gier jest jeszcze sporo pozycji zdecydowanie zbyt długo czekających na swoją kolej. Do takich mogę zaliczyć:

  • Diskwars – kompaktowy, szybki bitewniak w świecie Warhammera, gdzie jednostkami są kartonowe dyski.
  • Tide of Iron – świetna, taktyczna gra w świecie II Wojny Światowej dzięki której można rozgrywać historyczne scenariusze od małej potyczki o nieznane nikomu wzgórze po dużą bitwę pancerną.
  • Starcraft the Board Game – bardzo udana adaptacja komputerowego odpowiednika (pierwszej części), gra legenda, w której trup ściele się gęsto. Cud, miód, malina.
  • Metallum – dynamiczna, konfrontacyjna gra euro na dwóch graczy. Mało kto chce ze mną w nią zagrać. Ponoć jest za dużo myślenia 😉
  • Mage Knight – gra bestia. Problem z tą grą jest taki, że przed każdą rozgrywką muszę od nowa czytać instrukcję. To bardzo skutecznie zniechęca mnie do ponownego sięgnięcia po ten tytuł.
  • Gra o Tron – od momentu, kiedy pojawiła się Mare Nostrum, GoT skutecznie został odsunięty na bok. A przecież to jest fajna gra, tyle że długa i trzeba w nią grać w pełnym składzie.
  • Clash of Cultures – bardzo udana gra cywilizacyjna, połączenie Eclipse’a z Ciwilizacją Sid Meier’sa.
Tide of Iron

Tide of Iron – świetna, lekka gra wojenna.

Po prostu za dużo gier

Patrząc ze smutkiem na swoją Półkę Wstydu niestety muszę przyznać, że będzie ona zapełniana przez coraz większą liczbę tytułów. Jest to spowodowane choćby tym, że liczba gier zarówno na moim regale jak i osób z mojej grupy planszówkowej wciąż rośnie (nie wspomnę już o bibliotekach gralni czy stowarzyszeń, gdzie mam okazję grywać). A czasu na granie niestety nie przybywa. Nie pozostaje nic innego niż by Planszożerca zaakceptował planszówkową rzeczywistość i dopuścić do siebie myśl, że Półka Wstydu będzie się zapełniać. Z drugiej strony jest jeszcze opcja sprzedaży niegranych tytułów, ale to w niektórych przypadkach brzmi jak herezja czy wręcz obraza planszówkowych uczuć…