Podsumowanie roku 2017

Podsumowanie roku

Koniec roku to zawsze czas przemyśleń, podsumowań i planów na przyszłość, nie mówiąc już o noworocznych postanowieniach. Pełno zewsząd list, zestawień, topek i innych wszelkiego rodzaju rekapitulacji. Świat planszówkowy nie jest pod tym względem wyjątkiem. W związku z tym, ulegając wewnętrznej presji postanowiłem, że sam wyskrobię coś na modłę „Podsumowanie roku 2017”. Zatem nie obędzie się także bez liczb i statystyk, którymi powinien dysponować każdy planszoholik.

Nieco w liczbach

Ten rok nie był tak owocny w liczbę rozegranych gier jak poprzedni, bo sumarycznie zagrałem 343 razy w w 85 tytułów w tym 37 nowości. Ktoś powie, że przecież to dużo. Średnia, to prawie rozgrywka dziennie. Ale z drugiej strony to o ponad 100 rozgrywek mniej niż w roku 2016. Z kolei trudno jednak stwierdzić czy liczba spędzonych godzin była równie niższa, bo przecież rozgrywka rozgrywce nie równa – także czasowo (statystyki na BGG uwzględniają rozegrany czas gry, ale nie ma ich w całościowych zestawieniach). Nie mniej jednak liczba zagranych tytułów bardzo cieszy.
Najwięcej rozgrywek, bo aż 44, rozegrałem w Summoner Wars. To ewidentna zasługa Pierworodnego, który zwłaszcza w pierwszej połowie roku dostał lekkiej obsesji na punkcie tej gry. Kolejnymi grami w kolejce były Neuroshima Hex (22 rozgrywki) i 7 Cudów: Pojedynek (17 rozgrywek).

Podsumowanie roku 2017: lista rozgrywek

Lista rozgrywek 2017 to razem 343 gier w 85 tytułów w tym 37 nowości.

Najlepsze nowości

Podsumowanie roku powinno zawierać listę gier, w które udało mi się zagrać po raz pierwszy. Nie są to koniecznie tegoroczne nowości, ale już dawno nauczyłem się żyć z tym, że nie ogram nawet ułamka bieżących premier planszowych. Dlatego też cieszę się z każdej nowo poznanej gry niezależnie od jej wieku, oczywiście pod warunkiem że mi się podoba. Choć w zasadzie zagranie w słabą grę też ma pewne walory, np. poznawcze…

Oto lista tegorocznych nowości:

  • Lords of Waterdeep – jest to udane połączenie przygodówki z worker plecementem. Wydawałoby się że to niemożliwe, a jednak… Lekka, przyjemna gra i gdyby miała polską wersję językową służyła by mi za idealny gateway.
  • Hansa Teutonica – mimo dość niefortunnego początku, gdzie na Pyrkonie Pani przy stanowisku Egmontu źle wytłumaczyła zasady, gra zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Eurosusz pełną gębą, w którym jest sporo niespotykanej dla tego gatunku gier negatywnej interakcji. Ta gra to wieczna przepychanka na planszy opakowana w punktową sałatkę.
  • Pandemic Legacy 2 – aktualnie jestem po zaledwie dwóch epizodach, jednak po tym co zobaczyłem chcę więcej i więcej 🙂 Jak na razie sezon drugi trzyma poziom pierwszego. Bardzo spodobał mi się mechanizm usuwania żetonów zaopatrzenia, to jakby odwrócona oś gry w klasycznej Pandemii. Nie mogę się doczekać kolejnych rozgrywek.
  • Star Wars: Rebelia – choć do tej pory zagrałem jedynie 2 rozgrywki, to jednak gra wywarła na mnie bardzo duże i pozytywne wrażenie. Z czystym sumieniem, mogę potwierdzić krążącą opinię o Rebelii, że to mieszanina Wojny o Pierścień z Zimną Wojną, czyli to co Planszożerca uwielbia. Klimat w tej grze wykapuje hektolitrami.
  • Clank – miałem okazję zagrać raz i gra mnie zauroczyła. Prześmieszna z jajem, ot taka lekka gra ala wypełniacz czasu. Jeśli wydawnictwo Lucrum Games wreszcie ją wyda, a wszystko na to wskazuje, to zawita na mojej półce.
  • Dominat Species – gra bestia. Długo czasu mi zajęło abym zagrał w ten tytuł. Dopiero w tym roku, w czerwcowej edycji Pionka nabyłem Dominanta na konwentowym bazarku i niedługo potem zagrałem. Wrażenia po tej jedynej rozgrywce są masakryczne. Agresywność tej gry jest niesamowita. Tutaj wszystko i wszyscy rzucają się sobie do gardła praktycznie od pierwszej rundy. Nawiasem mówiąc to świetny symulator doboru naturalnego.
  • Mombasa – także Pionkowy zakup (tym razem edycja zimowa). Dużo o tej grze czytałem i byłem bardzo ciekaw jak w praniu działa mechanizm wykupywania udziałów w kolonialnych spółkach. Wyszło miodnie. Eurosuchar ze sporą dawką negatywnej interakcji.

Z nowych gier, które mógłbym jeszcze wyróżnić to: Top Kitchen, Star Trek: Ascendancy, Keyflower, 1989: Jesień Narodów, Ikusa czy Blueprint.

Podsumowanie Roku 2017: Dominant Species

Dominant Species okazał się bardzo konfrontacyjną grą fantastycznie emulującą dobur naturalny gatunków.

Rozczarowania

Podsumowanie roku w kontekście rozczarowań podzieliłbym na dwie części. Pierwsza to lista gier, które albo wywołały we mnie niekorzystne emocjonalne retorsje albo po prostu okazały się klapą wobec oczekiwań. Do tego niechlubnego grona z przykrością zaliczę Seafall. Otóż po pierwszych 5-6 rozgrywkach gra trzymała w napięciu. Każdy z grających ekscytował się kolejnymi rozgrywkami, planował i korygował swoją strategię na następne epizody. Naprawdę gra wywoływała dużo pozytywnych emocji. Całą grającą grupą cieszyliśmy się z udanego zakupu. Do czasu… aż nastąpił nieoczekiwany twist związany z ukończonym krokiem milowym. Niestety nowe zasady wprowadzone do gry okazały się kompletnie niegrywalne, wskutek czego gra siadła. Mijają już 4 miesiące, a nikt z naszej pięcioosobowej grupy nie wspomina nawet o tym, aby kontynuować kampanię. To co się wydarzyło, to naprawdę kuriozum. Być może na papierze nowo wprowadzone zasady gry wyglądały zgrabnie i ciekawie, ale w praktyce okazały się klapą. No nic, czas pokaże czy SeaFall dostanie od nas jeszcze jedną szansę.

Podsumowanie Roku 2017: SeaFall

Po kilku pierwszych rozgrywkach wraz z kolejnymi krokami milowymi reguły gry w SeaFall stały się kompletnie niegrywalne.

Kolejne planszówkowe rozczarowanie, to gra Alien Artifact. A może inaczej, ta gra już od momentu zapowiedzi jawiła się w moich oczach jako gra nie dla mnie. Jednak w obliczu dużego hype’u wokół tego tytułu stwierdziłem, a nóż dam mu szansę. W końcu trzeba rozszerzać planszówkowe horyzonty i być otwartym na świat, nowe doznania przy stole i takie tam… W trakcie czerwcowego Pionka udało się zagrać w zaawansowany prototyp, no i niestety… było gorzej niż mogłem przypuszczać. Pominę już porównanie Artefaktów do gry typu kosmicznego 4X (zresztą nawet sam wydawca wycofał się z tego typu określeń). Rozgrywka była nudna, schematyczna, bez interakcji z pozostałymi graczami. W zasadzie każdy dłubał sobie coś przy swoim stosie kart. Koszmar. W rzeczywiście to gra nie dla mnie.

Drugi aspekt rozczarowań, to zjawiska jakie mają miejsce około gier planszowych. I tutaj na pierwszy rzut podam ogólny trend, który można było zauważyć już od dawna, jednak w tym roku był dla mnie jakby bardziej widoczny. Otóż wraz z rozszerzaniem się rynku gier planszowych, nieuchronnie rośnie liczba wydawanych gier. To samo w sobie nie jest złe, choć pojawia się więcej średniaków  z których trzeba wyłowić te dla siebie te perełki. Wpływa to na wzorce zachowań kupujących. Gra ma coraz mniejszy „okres trwałości i użytkowania”, bo na jej miejsce pojawia się kilka innych. Przez to zainteresowanie graczy kieruje się na inne tytuły. Co więcej, wyścig pomiędzy wydawnictwami jak i pogoń za atencją graczy powoduje, że koszta gier rosną (fakt, często mają coraz lepsze wykonanie i bogatszy kontent. Pytanie tylko czy musi być aż tak bogaty?).

Jak już wspomniałem, wydawanych jest coraz więcej średniaków. Wydawnictwa często skupiają się tylko na podstawkach lub drukują dodatki w bardzo ograniczonych ilościach, przez co te drugie są bardzo trudno dostępne i drogie. To z kolei zmusza niejako posiadaczy podstawek do automatycznego kupna dodatków, bo później już nie będzie (symptomatyczny jest przykład dodatku do Clash of Cultures windujący cenę do granic rozsądku, czy brak dodruku Pandemic Legacy). Pojawia się problem lokalizowania, spolszczania gier/dodatków, wydawnictwa nie chcą „zamrażać” środków na drukowanie pudeł, które wolniej będą schodzić z półek (po co to robić, jak dodatki do hitowych gier rozchodzą się jak świeże bułeczki?). Być może przejaskrawiam problem, ale jak widzę dodatek do Splendoru w cenie wyższej niż podstawka, to nóż sam się w kieszeni otwiera (zresztą ceny dodatków to problem sam w sobie).

Papierkiem lakmusowym opisanego zjawiska było kickstarterowe wydanie Hannibala przez wydawnictwo Phalanx Games. Bardzo lubię linię wydawniczą Phalanxów (Scythe, Mare Nostrum, Wyścig do Renu, Magnaci, …) i bardzo napaliłem się na polskie wydanie Hannibala, zwłaszcza że przedstawiciele wydawnictwa bardzo dużo o tym pisali (choć nie napisali wprost). Ostatecznie jednak polska wersja językowa gry nie doszła do skutku, mimo że tłumaczenie gry przygotowane było wiele lat temu (tak deklarowały osoby z wydawnictwa). Cała ta sytuacja wywołała we mnie niesmak. Kampania okazała się  niewątpliwym sukcesem. Uzbierano ponad 260 tysięcy funtów – to bardzo dużo jak na grę wojenną. Smuci zatem fakt, że w obliczu takiej kwoty polskie wydawnictwo jednak nie pokusiło się o wydanie choćby spolszczonego pakietu samych kart.

Kolejnym negatywnym zjawiskiem, na który zwróciłem uwagę to jakość polskiej blogosfery, zwłaszcza tej recenzenckiej. Już od pewnego czasu zauważam spadek jakości prezentowanych recenzji, przynajmniej tych które śledzę. Część z nich np. Gradanie jakoś mi się przejadło i straciło swój walor zwłaszcza po odejściu Kwiatosza, który świetnie balansował gusta całej trójki. Dawno też przestałem słuchać kanału Game Troll TV, który strasznie zinfantylizował swój przekaz (nie wspomnę już o takich tegorocznych nieszczęściach jak np. recenzja gier Mocarstwa czy Galaxy of Trian: New Order). Już tylko wyrywkowo słucham recenzji Granie w Chmurach. Praktycznie przestałem śledzić inne polskie kanały. Kompletnie nie przemawiają do mnie materiały: Melanżowni, Wookiego, Gambita, GeekFactora. Poziom merytoryczny tego ostatniego jest czasem tak obezwładniająco słaby, że przez litość nie będę się nad nim znęcał. Coraz więcej jest odtwórczej pracy i rzemiosła, brakuje tego błysku który kiedyś przyciągał mnie np. do wymienionego już Gradania (a może to już kwestia mojego doświadczenia?). Materiały w polskiej sferze vblogowej nawet nie zbliżają się do poziomu jakie prezentują No Pun Included czy Shut Up & Sit Down.

Ciekawą opinię na temat Podsumowanie roku 2017 napisał na forum gier planszowych użytkownik Dwntn, którym co do treści minusów zgadzam się w pełni (na marginesie jest on twórcą nowego bloga, który powiał nieco świeżością w serwisie znadplanszy.pl).

Dziś raczej polskie kanały recenzenckie traktuję bardzo wyrywkowo, raczej jako dopełnienie, uszczegółowienie wiedzy na temat nieznanego mi tytułu lub zapoznaniem się z gameplay’em. Chlubnym wyjątkiem od tego trendu są filmy Marcina Krupińskiego i Kuby Polkowskiego. Są chyba najbardziej profesjonalnie przygotowane materiały, ukierunkowane na treść i mają swój, wcześniej zaprogramowany scenariusz. Wymienione osoby prowadzą także kanał Rozmowy ZnadPlanszy, w których biorą udział wraz z Tycjanem (Mirosław Gucwa). Lubię też czasem posłuchać Fegata z kanału PrzyStole z tego względu, że przedstawia on dość niszowe i klimatyczne tytuły.

Jest jeszcze jeden problem, który w tym roku uwierał moją planszówkową duszę. Mianowicie chodzi o forum gier planszowych, którego poziom stacza się na równi pochyłej. Znaleźć tam można coraz mniej ciekawych dyskusji, a coraz więcej ogłoszeń kupna/sprzedaży i tematów dyskusji w stylu: „Jak nie pozwolić zepsuć sobie zabawy przez zbieractwo?” silących się na oryginalne. Kiedyś forum agregowało większość wiedzy o grach planszowych. Dziś informacje rozpraszają się po licznych blogach i kanałach YT, pozostawiając na forum jedynie szczątki. Z tego oto powodu praktycznie sprowadzam swoją obecność jedynie do śledzenia kilku wątków.

To co radowało duszę

We wcześniejszych akapitach Podsumowanie Roku 2017 sporo skupiłem się na negatywnych zjawiskach planszówkowego światka. Przyznam się bez bicia, nieco mi się ulało. Jednak parafrazując klasyka, ważne aby te minusy nie przesłoniły nam ewidentnych plusów. Bo wszakże największym plusem neutralizującym wszelkie wcześniejsze uwagi było to, że po prostu grałem w gry i razem z bliskimi cieszyłem się mile spędzonym czasem przy stole. A to przecież w tym hobby jest najważniejsze. Takich chwil na szczęście nie brakowało, co napawa mnie radością na samo wspomnienie.

Podsumowanie roku 2017 Star Wars: Rebelia

Star Wars: Rebelia to świetne połączenie Wojny o Pierścień z Zimną Wojną. Obowiązkowy tytuł dla każdego klimaciarza.

Pisząc Podsumowanie roku nie mogę zapomnieć o konwentach i festiwalach gier planszowych. Fajnie, że mimo kieratu obowiązków rodzinnych udało się uczestniczyć w obu edycjach Pionka (w tym jeden z całą rodziną). Każda wizyta na Południu to także pretekst, aby zobaczyć się z rzadko odwiedzanymi znajomymi. Tradycyjnie jak co roku zaliczyłem okoliczny Pyrkon i Granat.

W tym roku kolekcja powiększyła się o kolejne pudła, choć więcej było zakupionych dodatków niż podstawek. Nawet nie liczę ile tego było. Cieszy natomiast fakt, że każdy zakup przypalił, zwłaszcze te tytuły które kupowałem bez wcześniejszego grania (Dominant Species, SW: Rebelia, Mombasa, Scythe, Keyflower).

Podsumowanie roku nie może pominąć nowej miejscówki, w której przez ostatni rok regularnie gram co czwartek. Jest to Stowarzyszenie Druga Era, która ma prężnie działającą sekcję gier planszowych i sporą kolekcję gier. Fakt, na spotkania zacząłem uczęszczać już przed rokiem 2017, ale dopiero miniony rok to było praktycznie cotygodniowe granie. Fajnie jest mieć gdzie pójść i wiedzieć, że zawsze zastanie tam kogoś chętnego do gry.

No i na koniec nie mogę pominąć tego, że poprzedni rok to rozpoczęcie pisania ninejszego bloga. Skomentuję to tylko słowami: „jest do dla mnie ciekawy i inspirujący eksperyment” ;).

Cele na nowy rok

Cel jaki może sobie wyznaczyć Planszożerca? Nowych tytułów i pudeł sobie nie życzę, bo pewnie i tak będą. A nowych gier do poznania: tych starych jak i premier, jest tak wiele że nie martwię się o planszówkowe nowości. To co chyba najważniejsze, to po prostu granie, granie i jeszcze raz granie. Mam nadzieję, że na gry planszowe znajdę co najmniej tyle samo czasu co w roku poprzednim. Jedynym planszówkowym postanowieniem noworocznym jest wyczyszczenie mojej półki wstydu.