Pyrkon 2018 – subiektywna relacja

Jak co roku z wypiekami na twarzy czekałem tego upragnionego piątku, w którym będę mógł rozpocząć przygodę na kolejnym festiwalu fantastyki Pyrkon 2018 w Poznaniu. Już od kilku lat wydarzenie to przeobraziło się w profesjonalną masową imprezę, jedną z największych w Europie. Podczas festiwalu zjeżdżają się tysiące fanów szeroko pojętej fantastyki, aby wspólnie cieszyć się miłością do swojego hobby.

Oczywiście na tak dużej imprezie nie mogło zabraknąć gier planszowych, które można było oglądać i grać w dwóch halach targowych. W „siódemce” znajdował się Games Room, z wielką wypożyczalnią gier zarządzaną przez ekipę stowarzyszenia Zagrajmy. Tutaj trzeba podkreślić, że gżdacze z Zagrajmy całą procedurę wypożyczania gier mają opanowaną do perfekcji. Drugim miejscem, gdzie można było zagrać w planszówki, była Hala 5, w której wystawcy mieli możliwość prezentowania swoich produktów w tym między innymi wydawnictwa i sklepy.

Wrażenia ogólne

Obecność tylu planszówek zawsze nastraja mnie pozytywnie i powoduje pewne irracjonalne uniesienie. Na tego typu konwentach skupiam się jedynie na grach planszowych. Po prostu liczba spraw, które można robić na Pyrkonie zawsze jest tak dużo, że nie sposób wszystkiego skonsumować. Stąd skupiam się tylko na tych dla mnie najważniejszych.

A było tego naprawdę sporo. Samych hal wystawowych były dwie: Fantasium Suburbium i Fantasium Creatium, gdzie można było podziwiać kolekcje i wyroby wszelkiej maści fantastycznych rzeczy, od modeli statków kosmicznych po makiety postaci z filmów, choćby kantynę Star Wars. Mnie osobiście najbardziej urzekła Wioska Tolkienowska, w której można było zobaczyć kilkanaście osób przebranych za elfy wysokiego rodu.

Kolekcja statków kosmicznych.

Ogromna kolekcja modeli statków kosmicznych na wystawie chłopaków z PIFKO. Tutaj dodatkowo widać makietę łodzi podwodnej z serialu Seaquest.

Ponadto Pyrkon 2018 to wszelkiego rodzaju prelekcje i wystąpienia, gdzie nie tylko można spotkać znanych twórców i pisarzy, ale także dowiedzieć się wielu „fantastycznych” ciekawostek. W tym obszarze największymi gwiazdami byli między innymi zaproszeni Orson Scott Card autor cyklu „Endera” oraz John Bailey aktor głosowy.

W związku z tyloma atrakcjami, na początku zrobiłem rekonesans po wszystkich halach wystawowych, by potem ruszyć w pląs pomiędzy stoiskami z grami planszowymi. Ogólnie udało mi się zagrać w 6 nowych tytułów, co uważam za wynik znacznie poniżej moich oczekiwań, ale o tym opowiem na samym końcu. Teraz skupię się na opisaniu tych gier, które zaoferował mi Pyrkon 2018.

InBetween

Pierwszym rozegranym na szybko tytułem było InBetween. Jest to gra karciana osadzona jest w klimacie popularnego ostatnio serialu Stranger Things. To typowy pojedynek na dwóch graczy, gdzie jedna strona gra Miastem ludzi, a druga kieruje poczynaniami Istoty. Gra polega na wykonywaniu akcji i kontroli poszczególnych kart postaci, które ułożone są na stole w okrąg. Razem rozłożonych jest 10 postaci posiadających specyficzne akcje, które można aktywować zwiększając poziom ich kontroli. Gra to swoista przepychanka i przypominała mi nieco grę Metallum. W InBetween wygrywa ten kto pochłonie (kontroluje) 3 postacie lub osiągnie 6 poziom Świadomości. Jak na szybki pojedynek gra wywarła na mnie dosyć pozytywne wrażenie.

Ganges

Następną grą w jaką zagrałem to była gra Ganges. To kolejna odsłona edycji wydawniczej Geek Egmont. Ganges okazał się solidną grą euro (worker placement), w której zastosowano mechanizmy znane mi z innych gier, jak choćby tor rzeki (Ulm), dice action placement (Zamki Burgundii), budowanie własnego tableau (Carcassone). Nowym i dość oryginalnym mechanizmem umieszczonym w Gangesie były dwa tory zwycięstwa: tor pieniędzy i tor sławy (punktów zwycięstwa). Otóż gracz wygrywa w momencie, kiedy oba jego tory rozpoczynające się po przeciwnych stronach listwy Kramera, spotkają się ze sobą. W Ganges graliśmy we trzech i wszystkim gra bardzo się spodobała i nie odmówię, jeśli kiedyś będę miał możliwość ponownego zagrania.

Ganges

Ganges to typowy worker placement połączony z mechaniką dice placement.

Catan: Gra o Tron

Jakiś czas temu gruchnęła w planszówkowym środowisku wieść, że klasyczny Catan dorobi się kolejnej swojej wersji, tym razem nawiązującej do popularnej Sagi Logu i Ognia. Wydawnictwo Galakta przywiozło na Pyrkon 2018 grę do prezentacji na swoim stoisku. Zasadniczo Catan w wersji Gra o Tron różni się dość znacznie od pierwowzoru. Przede wszystkim jest inny układ planszy oraz nieco różni się rozkład „numerków” na kaflach. Ponadto na północy rozłożony jest Wielki Mur, broniony przez Nocną Straż, czyli dostępne dla każdego graczy jednostki, które można kupić za owcę, cegłę i drewno. Za każdym razem kiedy budowana jest droga, osada lub twierdza, losuje się żeton dzikich, na podstawie którego umieszcza się figurkę ludów północy na torze dzikich przed Wielkim Murem (jedną z trzech rodzajów jednostek). Gdy Dzicy dojdą do Muru dochodzi do walk i w przypadku, kiedy na murach nie ma wystarczającej liczby strażników Dzicy zajmują tereny za Murem blokując pozyskiwanie odpowiednich surowców.

Gdy 6 jednostek Dzikich przekroczy Mur gra się kończy. To samo kiedy Dzicy pokonają Mur 3 razy. Zatem można ukończyć grę nie tylko uzyskując tradycyjne 10 punktów. W przypadku „dzikiego” warunku zwycięstwa wygrywa ten gracz, który ma więcej strażników na Murze.

Rozgrywkę na 4 graczy skończyliśmy po 2 godzinach. To długo porównując z klasyczną wersją Catana. Wrażenia z gry mam mieszane. Musiałbym zagrać jeszcze kilka razy by ją jednoznacznie ocenić. Jednak nie będę miał już pewnie okazji w to zagrać. Na dzień dzisiejszy traktuję ten tytuł jako ładnie wykonanego średniaka, zdecydowanie gorszego w „gamepleju” od pierwowzoru.

Century: Cuda wschodu

Pyrkon 2018, to także premiera drugiej części z cyklu Century, a mianowicie Cuda Wschodu. Znowu mamy 4 przyprawy, którymi możemy handlować, aby ukończyć kontrakty. Tym razem jednak podróżujemy swoim statkiem po planszy złożonej z ciekawie „wyrżniętych”, zazębiających się kafelków. Każda taka płytka ma odpowiednią akcję wymiany handlowej (analog kart w części Korzenny Szlak). Aby móc dokonać wymiany należy wybudować faktorię. Pierwsza faktoria na płytce jest darmowa, potem kosztuje jeden surowiec za każdą faktorię przeciwnika znajdującą się na wybranej płytce. Punkty zdobywamy dzięki ukończonym kontraktom, niektórym ulepszeniom i liczbie wybudowanych faktorii.

Century: Cuda Wschodu

Cuda Wschodu to kontynuacja serii Century, świetnej gry familijnej polegającej na ciągłym handlowaniu przyprawami.

Jak oceniam drugą część Century? Bardzo pozytywnie. Cuda Wschodu mimo, że zaliczyłbym tę grę do gier familijnych, to jest jednak bardziej dojrzała od części pierwszej. Daje więcej możliwości i jest mniej losowa (wszystkie akcje wymiany mamy od razu widoczne na planszy, a nie liczymy na losowy dobór kart handlu). Wszystko wskazuje, że Cuda wschodu znajdzie miejsce na mojej półce obok Korzennego Szlaku.

Lord of Hellas

O tej grze przez ostatni rok było bardzo dużo szumu. To gra polskiego autora Adama Kwapińskiego, która jak dotąd uzbierała najwięcej środków w kampanii crowdfoundingowej wśród polskich wydawnictw. Gra wykonana w bardzo bogatym stylu, w klimacie połączonych światów steampunka i starożytnej Grecji. Charakterystyczne dla Lords of Hellas są figurki budowanych monumentów, które mają około 20cm wysokości.

Gra okazała się typowym Dudes on the map, gdzie gracze walczą o kontrolę nad poszczególnymi regionami. Na typowy area control nakłada się element przygodowy, gdzie antyczni greccy bohaterowie mogą wykonywać misje lub walczyć z potworami. Wszystko to opakowane w dość zgrabnie działające reguły gry. Mimo, że nie ukończyliśmy swojej rozgrywki to Lords od Hellas oceniam pozytywnie. Za każdym razem, gdy ktoś wyciągnie LoH na stół, to chętnie zagram, ale nie czuję potrzeby posiadania jej w swojej kolekcji, zwłaszcza że gra nie jest tania (możnaby zrezygnować z tych monstrualnych figurek).

Lords of Hellas

Lords of Hellas okazał się przyzwoitą grą typu dudes on the map.

Timberman

Na koniec, kiedy pozostała jeszcze chwilka zagrałem rodzinnie w Timbermana – pyrkonową premierę wydawnictwa Cube. Gra przypomina nieco Carcassone, gdzie układamy las z odpowiednich płytek, do których możemy przykładać kafelki drwali punktujących swoim sąsiedztwem wybrane kafelki lasu. Grało się bez szału, choć reszta rodzinki bawiła się dobrze. Sądząc po entuzjaźmie grających przy innych stołach gra spełnia swoją funkcję, ale to nie jest mój target. Nudziłem się, choć na szczęście trwało to jedynie 20 minut.

Pyrkon 2018 posumowanie

Pyrkon 2018 to była udana impreza, także w wymiarze towarzyskim. Miałem okazję zobaczyć się z osobami, które w zasadzie widuje jedynie na tej imprezie. Co do planszówek, to udało mi się zagrać w kilka tytułów, w które pewnie normalnie nie miałbym okazji zagrać. Jednocześnie pozostaje pewien niedosmak i to zasadniczo z dwóch powodów. Pierwszy z nich to, że zabrakło mi czasu, by zagrać w takie wystawiane tytuły jak: Fotosynteza, Projekt Manhatan czy Azul. Mam nadzieję, że to tylko kwestia czasu, kiedy dane mi będzie w nie zagrać.

Druga sprawa jest zdecydowanie bardziej poważna. Otóż dwa największe wydawnictwa gier planszowych w Polsce przyjechały z dość ubogą ofertą gier. Dla przykładu Portal, mimo premiery polskiego wydania Inis nie prezentował jej na swoim stoisku, a była jedynie wersja w gablotce (chyba, że dostarczył egzemplarze do games room’u). Podobnie zachował się Rebel, który w zasadzie na stoisku pokazał jeszcze mniej niż Portal. Na tym tle wyróżniłbym wydawnictwa Phalanx Games i Czacha Games.

Powyższe uwagi mogą świadczyć o tym, że na wielkich konwentach duże wydawnictwa będą coraz mniej prezentować gier kierowanych do geeków, bo to im się mało opłaca. Wolą prezentować lekkie, familijne tytuły, bo to łatwiej i szybciej zaprezentować, zachęcić potencjalnych kupców. Takie osoby jak Planszożerca będą musiały ten fakt „przeżuć” i jakoś przyjąć do wiadomości.

Niemniej jednak, już dziś odliczam dni do kolejnej edycji Pyrkonu. Na szczęście przede mną jedynie niecałe 3 tygodnie i będę cieszył się następnym konwentem Pionek w Zabrzu.