Terraformacja Marsa, zmieniamy Czerwoną Planetę

Terraformacja Marsa, karcianka która urzekła Planszożercę

Nie ukrywam, że bardzo lubię klimaty Sci-Fi, a szczególnie kiedy jest większy nacisk na science niż fiction. Dlatego kiedy podczas jednej z imprez Granat organizowanej przez stowarzyszenie Zagrajmy, na poessenowej półce zobaczyłem tytuł Terraformacja Marsa, wiedziałem że muszę w to zagrać. Co więcej, o tej grze mówiło się, że był to hit targów Essen 2016. Nie był bym sobą, gdybym nie rzucił się i nie wypożyczył tej gry z gamesroomu. Przyznam się szczerze, że wtedy mało o Terraformacji Marsa wiedziałem. Dlatego tym większe było moje zdziwienie, że okazała się karcianką, za którymi dotychczas nie bardzo przepadałem. Cóż, słowo się rzekło i nie pozostało nic innego jak zagrać i przekonać się cóż to za bies.

Pomimo nie do końca poprawnie wytłumaczonych zasad gry przez gżdacza, Terraformacja Marsa okazała się strzałem w przysłowiową dychę. Wszystkim przy stole tytuł bardzo przypasował i nie było innego wyjścia jak tylko w niecierpiącym zwłoki terminie zakupić tę grę.

O czym to jest?

Terraformacja Marsa podejmuje inspirujący i rozpalający wyobraźnię temat terraformowania planet. Jest to systematyczny proces ukierunkowany na utworzeniu na danym ciele kosmicznym warunków podobnych do tych, jakie mamy na Ziemi. W tym przypadku mamy do czynienia z Marsem. Gracze wcielają się w jedną z kilkunastu korporacji, które biorą udział w terraformowaniu Czerwonej Planety. Każdy koncern specjalizuje się w innej dziedzinie: w kosmicznym górnictwie, eksperymentalnych plantacjach, wytwarzaniu ciepła, energetyce, itd. Aby proces terraformowania został zakończony sukcesem, należy doprowadzić do tego, aby trzy parametry: poziom tlenu w atmosferze (14%), średnia temperatura planety (+8C) i poziom oceanów (9), osiągnęły maksymalny poziom. Wtedy gra się kończy, a gracze podsumowują liczbę uzyskanych punktów. Jak na rasową grę euro przystało, wygrywa ten kto zdobędzie największą liczbę punktów.

Nie będę opisywał całej mechaniki i zasad gry. Zrobili to już lepsi ode mnie, a materiałów w sieci na temat gry jest mnóstwo. W skrócie napiszę tylko, że Terraformacja Marsa podzielona jest na rundy tzw. pokolenia. W każdym pokoleniu gracze mogą między innymi zagrywać karty projektów, które rozwijają zasoby korporacji albo przyspieszają proces terraformowania. Karty projektów pozyskiwane są na początku każdego pokolenia. Gracze draftują między sobą spośród zestawów po cztery karty każdy, a następnie decydują ile z nich kupić na rękę. Dopiero mając na ręce kartę projektu, gracz może uruchomić projekt płacąc za to odpowiednią wartość megakredytów (jednostka waluty w grze).

Terraformacja Marsa oferuje kilka rodzajów zasobów, którymi gracz zarządza na swojej indywidualnej planszetce. I tak mamy wspomniane już megakredyty, stal, tytan, a także energię, ciepło i jednostki roślinności. Wszystkie te zasoby umożliwiają nam zarówno rozwój korporacji jak i postęp w zmianie klimatu planety. No właśnie, planety… Gra oferuje także planszę prezentującą Marsa podzieloną na heksagonalne pola. To na niej możemy budować miasta, handlowe/przemysłowe dystrykty, tworzyć oceany i wreszcie sadzić plantacje zieleni.

Terraformacja Marsa

Terraformacja Marsa w pełnej krasie, w raz z dodatkiem Wenus.

Klimat gry

Terraformacja Marsa to w zasadzie zwykła karciana sałatka punktowa, gdzie gracz buduje swoje tableau, z dodatkową planszą symbolizującą Marsa. Wszystkie znaki na niebie świadczyłyby, że to suchar bez krzty klimatu, gdzie gracz jedynie zarządza zasobami wymieniając je na punkty, akcje lub przewagi. A jednak jest w tej grze coś, co sprawia, że w każdej chwili mam ochotę w nią zagrać. Tym czymś jest niesamowity klimat gry. Tak wiem, sam się dziwię co tutaj wypisuję, ale tak faktycznie jest.

Już od początku rozgrywki zanurzam się w realia kolonizacji Marsa. Z tym, że nie jest to perspektywa pojedynczych pionierskich osad, tylko pryzmat managera zarządzającego dużymi projektami. Z pokolenia na pokolenie, mamy okazję śledzić postęp w przemianie Planety. To niesamowite, jak każda zagrana karta projektu pogłębia moją imersję w procesie terraformawania Marsa. Dodatkowo klimatycznego smaku nadają same karty projektów. Część z nich przedstawia rzeczywiste zdjęcia np. łazików marsjańskich, co pobudza i tak rozpaloną już wyobraźnię. Pojawiają się głosy, że poziom grafiki kart w Terrafomracji Marsa jest nierówny. Jednak osobiście jakoś nie zauważyłem rażących dysproporcji.

Terraformacja Marsa jest świetną pozycją, by w formie zabawy wprowadzać często nieznane laikom fakty z historii eksploracji Kosmosu. A także pobudzać wyobraźnię znanych futurystów, jak mogłoby lub będzie wyglądało nasze życie, kiedy nasza cywilizacja opanuje technologię przekształcania planet.

Wrażenia

Jak nie trudno się domyśleć, po tym co dotychczas napisałem, Terraformacja Marsa wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Przede wszystkim przez swój marsjański klimat. Podejrzewam, że gra o tej samej mechanice, ale nawiązująca np. do hodowania krów i owiec nie porwałaby mnie za grosz. Co więcej,  w grze wcale nie przeszkadza mi mała interakcja między graczami. Owszem można komuś zrzucić asteroidę czy podwędzić jednorazowo kilka zasobów, ale nie zmienia to zasadniczo równowagi w rozgrywce. Tym co może zaboleć to umieszczenie/zablokowanie miasta, które będzie żerować (i tym samym punktować) na polach zieleni przeciwnika.

Planszetka gracza

Planszetka gracza, na której zarządzamy zasobami naszej korporacji.

Terraformacja Marsa jest grą oferującą wiele dróg do osiągnięcia zwycięstwa. Nawet w obrębie jednej drogi (np. poprzez punktowanie na polach zieleni) można ją realizować na kilka sposobów (produkcja zieleni, miast, megakredytów) albo wszystko na raz. Co ciekawe, mnogość możliwości wcale nie zaciemnia gry i to co jest bardzo wartościowe, bo Terraformacja Marsa nie jest grą trudną. Można ją wprowadzać nawet osobom raczkującym w planszówkowym świecie. Jedyny warunek jest taki, że nowicjusze mają ochotę na długą rozgrywkę, w której należy się rozsmakowywać postępem w rozwijaniu swojego mega przedsiębiorstwa.

Płynność gry wspiera także bardzo przemyślana i zastosowana ikonografika. Dzięki niej, już po kilku rundach nie jest konieczne czytanie opisów kart, albowiem umieszczone na niej symbole wyjaśniają wszystko. Zdarza się nawet, że nie zwracamy uwagę na błędy w opisach kart (a niestety jest ich kilka), bo poprawna ikonografika maskuje błędy edytorskie.

To, czym Terraformacja Marsa mnie bardzo pozytywnie zaskoczyła, to wariant solo (gracz musi zakończyć terraformowanie Czerwonej planety wraz z końcem 14 pokolenia). Osobiście nie jestem zwolennikiem grania solo w jakąkolwiek planszówkę. Uważam, że jak mam ochotę w coś zagrać i nie mam akurat partnerów do rozgrywki przy stole, to wolę usiąść przy jakimś komputerowym tytule. Tak też jest w przypadku Terraformacji Marsa, jednak przyznam się, że na potrzeby nauki gry, rozegrałem bodajże 2 samotne rozgrywki. I powiem szczerze, że grało się bardzo przyjemnie.

Dodatki

Terraformacja jak na dość młodą grę doczekała się już sporej liczby dodatków. Być może jest to związane z jej wielką popularnością. Nie miałem jeszcze okazji zagrać we wszystkie z nich (mam ograne Hellas i Elizjum oraz Wenus, zaś Preludium czeka nierozpakowane). Każdy z dodatków dodaje kolejny mały element sprawiając, że gra multiplikuje bogactwo ścieżek do osiągnięcia zwycięstwa, choć w większości przypadków jest to raczej więcej tego samego.

Pierwszy dodatek, który na pierwszy rzut oka wydaje się bardzo niepozorny to Hellas i Elizjum. To po prostu nowa dwustronna plansza oferująca inny rzut na Czerwoną Planetę. I tak dla przykładu Hellas oferuje czapę polarną z lodowymi polami, a Elizjum cieplejszą bardziej równikową perspektywę Marsa. Nowe plansze nie dodają nowych mechanizmów, a samo rozstawienie pól na nowych planszach rzeczywiście nie tworzy znaczącej modyfikacji w stosunku do standardowej mapy Marsa. To co sprawia, że dodatek jest wart swojej ceny, to nowe zestawy tytułów i nagród, dostosowane do charakterystyki map Hellas i Elizjum. To sprawia, że trzeba całkowicie zmienić myślenie o strategii na całą rozgrywkę w kontekście walki o punkty za nagrody i tytuły. Warto przy okazji zaznaczyć, że osiągnięty tytuł czy nagroda mogą być sporym zastrzykiem punktów zwycięstwa. Mimo moich wcześniejszych obaw i sceptycyzmu, Terraformacja Marsa z nowymi mapami Planety okazała się całkiem udanym dodatkiem. To must have każdego fana tej gry.

Plansza Hellas

Plansza Hellas, na której widzimy obszar bieguna gdzie znajdują się czapy lodowe.

Kolejny dodatek jaki wydano, to Wenus, a w nim nowa plansza charakteryzująca tę planetę, jej satelity i stacje kosmiczne orbitujące wokół niej. Mamy tutaj nowy track do terraformowania – Współczynnik Terraformacji Wenus (cokolwiek to symbolizuje…). Ponadto pojawia się niemal 50 nowych kart projektów, nowe korporacje, tytuł i nagroda. W zasadzie można powiedzieć, że dodano dużo tego samego. Wyjątkiem jest tutaj wariant Fazy Słonecznej, który na początku pokolenia umożliwia pierwszemu graczowi przesunąć wybrany znacznik postępu terraformacji o jeden. To w obliczu zwiększenia talii kart znacznie przyspiesza już i tak niekrótką rozgrywkę.

Dodatek Preludium wychodzi naprzeciw tym graczom, którzy narzekali na zbyt długą rozgrywkę. A przede wszystkim na to, że przez kilka pierwszych pokoleń niewiele się dzieje. Dodaje on głównie talię nowego typu kart Preludium, które są jednorazowymi dopalaczami, które gracz może zagrać na początku rozgrywki. To zdecydowanie przyspiesza proces terraformingu. Nie grałem jeszcze w ten wariant gry, choć szczerze mówiąc nie wiem czy dodatek stanowi dużą wartość dodaną do reszty zawartości. Może właśnie z tego powodu mimo, że dodatek posiadam, nie integruję go jeszcze do rozgrywek.

Najnowszym wydanym dodatkiem do Terraformacji to Kolonie. W mojej ocenie to jest pierwszy expansion, który rzeczywiście dodaje nowy mechanizm do gry. Budowanie nowych kolonii, a potem wymiana handlowa z założonymi kosmicznymi osiedlami. W ten sposób rozszerzamy spektrum ciał niebieskich w grze o kolejne 11 obiektów. Jestem ciekaw, jak nowy mechanizm będzie spinał się z resztą rozgrywki. Jeśli miałbym nieco pospekulować, to na mój planszówkowy nos będzie to najlepszy z dotychczasowych dodatków jaki dorobiła się Terraformacja Marsa.

Garść przemyśleń

Mając sporo rozegranych partii, Terraformacja Marsa mieni się dla mnie jako klimatyczny, dość przydługawy pasjans, który niesamowicie mi się podoba. Brzmi to w moich słowach jak oksymoron. A może to po prostu efekt tego, że się starzeję (planszówkowo oczywiście). Albo po prostu potwierdza to tezę, że gry dzielą się na dobre i złe. Terraformacja Marsa jest po prostu dobrą grą i tyle. Nie bez powodu wpadła przebojem do mojego top10.

Mimo, że zasady gry nie są skomplikowane, to jednak gra premiuje doświadczenie i to zdecydowanie. Nowy gracz już po pierwszym pokoleniu pozna flow gry, jednak to znajomość kart projektów stanowi klucz do osiągnięcia sukcesu. Wiedza, które karty projektów uruchomić i w jakim etapie rozgrywki, jest bardzo istotna. Stąd, aby wyrównać szansę między nowym a doświadczonym graczem warto stosować wariant rozgrywki bez draftu kart projektów. Wtedy zarówno przyspieszamy rozgrywkę jak i dodajemy do gry czynnik losowy, uśredniający poziom zaawansowania graczy. Osobiście uważam, że draft w Terraformacji Marsa jest konieczny i jej brak wręcz zabija istotę tej gry, jakim jest świadomy dobór kart na rękę. Jednak dopuszczam wyjątek od tej reguły tylko na potrzeby nauki gry.

Terraformacja Marsa to tytuł, który dobrze działa w zasadzie w każdym wariancie osobowym, choć mi najlepiej pasuje gra w pełnym 5 osobowym składzie. Owszem jest to długi, czasem przeciągający się wariant, jednak sprawia on, że na planszy Marsa staje się naprawdę ciasno. To powoduje, że rozgrywka posiada kolejną warstwę – kompetytywne granie pod punktowanie na planszy. Mimo, że Terraformacja Marsa jest grą karcianą, to jednak granie bez umiejętnego stawiania na planszy miast i pól zieleni, prawie zawsze wyklucza z zwycięstwa w grze. Tutaj ważne jest nie tylko gdzie, ale też kiedy warto postawić miasto lub zieleń. Czy już w początkowych pokoleniach punktować i zdobywać coraz większy dochód, czy poczekać aż „zielony silniczek” rozkręci się na dobre.

Własne tablau

Podczas gry w Terraformację Marsa budujemy własne tablau z kart projektów, które wzmacniają wpływ i możliwości korporacji, którą zarządzamy.

Warto też wspomnieć, że strategia gry często jest uwarunkowana korporacją jaką aktualnie gramy. To chyba jeden z małych mankamentów tej gry. Nie ma co się oszukiwać, jeśli na początku gry z wylosowanych 2 kart korporacji wybierzemy tę, która nam nie leży, będziemy musieli się z nią męczyć do końca gry. Bywają korporacje bardziej wyspecjalizowane od innych. I tak dla przykładu, Ecoline wybitnie profiluje gracza pod strategię maksymalnego budowania pól zieleni. Pocieszające jest jednak, że zogniskowanie tylko na jednym elemencie w grze prawie zawsze nie daje zwycięstwa. Trzeba w pewien sposób dywersyfikować swoją działalność korporacji na inne obszary gry, choćby tytuły i nagrody.

Jeśli miałbym wymieć wady jakie ma Terraformacja Marsa, to są dwie. Pierwsza to długi czas rozgrywki, zwłaszcza jak zdarzy się gracz, który wybitnie przedłuża swój ruch. W tym przypadku gra na 5 osób potrafi trwać nawet 4 godziny. To jak na taki kaliber średnio ciężkiej gry euro, jest zdecydowanie za długo. Na szczęście Terraformacja Marsa ma u mnie wielkie fory. Lubię rozkoszować się rozgrywką w tę grę, obserwować powolne przekształcanie Planety, a szczęśliwi przecież czasu nie liczą. Wręcz chciałoby się częściej grać w terraformowanie Czerwonej Planety i to jest właśnie jej drugi mankament.

Na koniec…

Terraformacja Marsa jest tytułem, który kolejny raz udowodnił mi, że warto spróbować grać w gry oferujące mechanikę niekoniecznie zbieżną z moimi planszówkowymi preferencjami i gustami. Dobra gra obroni się zawsze i tak jest w tym przypadku. Kończąc ten artykuł już nie mogę doczekać się kolejnej rozgrywki. Mam nadzieję, że gra doczeka się jeszcze jakiś ciekawych dodatków lub spin offów. Jednym z takich motywów jest plotka, która pojawiła się niedawno w świecie planszówkowym. A mianowicie, że trwają prace nad Terraformacja Marsa Legacy. Nie muszę chyba pisać, jak ta informacja rozgrzała mi wyobraźnię. Mam nadzieję, że wkrótce plotka okaże się faktem, który oczywiście zagości na moim stole. To mógłby być wspaniały materiał na kolejny długi tekst.

Przydatne linki: