Jak zacząłem grać w nowoczesne gry planszowe

Nowoczesne gry planszowe na Świecie

Trudno określić, kiedy konkretnie pojawiły się nowoczesne gry planszowe. Był to proces, który trwał nieprzerwanie od końca Drugiej Wojny Światowej. Albowiem już 1946 roku wydano Stratego, w której toczymy bitwę z czasów napoleońskich, posiadającą nieocenioną mechanikę fog of war. W 1959 roku powstał kolejny klasyk: Ryzyko, wraz z wieloma jego wariantami. 20 lat później, w 1979 roku zaczęto przyznawać nagrodę Spiel des Jahres. W 1983 roku na półki weszła pierwsza edycja Talizmana.

To były kroki milowe, które przygotowywały Świat do tego co miało nadejść w 1995 roku, kiedy wydano Osadników z Catanu. To był prawdziwy pozytywny wstrząs. Można śmiało powiedzieć, że od tego momentu rozpoczął się szał na nowoczesne gry planszowe. Sam Catan do dziś został przetłumaczony na ponad 30 języków i sprzedany w dziesiątkach milionów egzemplarzy.

Potem ruszyła lawina. Tikal w 1999 roku wprowadził do planszówek zarówno znaną listwę Krammera jak i system przyznawania punktów akcji (Action Point Allowance System). Christian T. Petersen w 1997 wydał pierwszą edycję Twilight Imperium. W 2000 roku pojawił się kolejny magiczny tytuł: Carcassone. Można tak wymieniać bez końca. Nowoczesne gry planszowe rozpoczęły swój marsz ku coraz większej popularności.

Jak to było w dzieciństwie

Sięgając w odmęty pamięci przypominam sobie, że planszówki towarzyszyły mi przez całe dzieciństwo. Nie mogło zabraknąć ani Chińczyka, ani Monopoly także w polskich wariantach jako Eurobiznes czy Bankrut. Pamiętam, że nawet sam tworzyłem własne wersje monopoly opartej na dodatkowym zasobie, jakim były historyjki z gum Turbo. Kojarzę taką grę jak Grzybobranie, gdzie wpinało się do planszy małe drewniane znaczniki grzybów. Potem były jeszcze takie gry jak Puchar Europy, Labirynt Śmierci czy Komandosi przy których przesiedziałem wiele wieczorów. Jednak potem gdzieś między okresem szkoły średniej a studiami ominęło mnie szaleństwo Magii i Miecza, Srebrnej Floty, Gwiezdnego Kupca i innych gier wydawnictwa Encore. Podobnie ominęły mnie sesje RPG, które przegrały z boiskiem do gry w piłkę nożną.

Gra planszowa Komandosi

Gra planszowa Komandosi, nad którą jako dzieciak przesiedziałem mnóstwo godzin.

Powrót do grania z wielkim przytupem

To było około 7 lat temu, kiedy nasz młody buszował już na kolanach froterując podłogę. Odwiedził mnie wtedy mój stary kumpel, który przywiózł ze sobą tajemnicze pudło z grą planszową. Stwierdził, że musimy w to zagrać i na pewno mi się to spodoba. Potrzebujemy tylko do stołu 4-5 graczy. Tak się akurat złożyło, że na zaplanowany wieczór przy piwie miała jeszcze przyjść para znajomych. Zatem rozrywkę mieliśmy mieć zapewnioną. Tą grą była Battlestar Galactica

Jeszcze wtedy nie znałem tego serialu. W ogóle nie wiedziałem o co kaman, kim są tostery i dlaczego to jest tak ważne. Jednak do dziś pamiętam ten dreszcz emocji, jak Burz (ów kumpel) zaczął rozkładać planszę gry. Poczułem się jakbym wrócił do czasów dzieciństwa, gdzie każdy element planszy pobudzał młodzieńczą wyobraźnię. BSG wydane przez FFG to były lata świetlne do przodu jeśli chodzi o wykonanie gier jakie pamiętam z przeszłości. Figurki viperów i raiderów, pięknie wykonana plansza, decki kart, pule żetonów. Od tego wszystkiego mogło się zakręcić w głowie. Jednak to był jedynie przedsmak tego co było potem…

Battlestar Galactica

Nowoczesne gry planszowe zacząłem poznawać od zagrania w Battlestar Galactica.

Tuż po zakończeniu rozgrywki, nie byłem w stanie wytłumaczyć sobie, gdzie podziały się te 2,5 godziny czasu spędzone przy stole. Byłem tak wciągnięty w fabułę BSG, że napięcie związane ze świadomością, iż zdrajca jest wśród nas, wstrzymało dla mnie czas. Byłem wręcz oszołomiony tym, co doświadczyłem przy stole. To było niesamowite, że klimat, nastrój, emocje jakie oferowała BSG mogły być tak wciągające i realne.

Nie boje się tego powiedzieć, że opisane wyżej wydarzenie było momentem zwrotnym w moim dalszym życiu. Mój hobbystyczny radar nastawił na nowoczesne gry planszowe, które idealnie wplatały się w myśl maksymy, którą mam wypisaną na tableau maturalnym przy moim nazwisku: „Nigdy nie wydorośleć”.

A krótko potem…

Już na drugi dzień po rozgrywce w Battlestar Galactica buszowałem po Allegro, aby nabyć tę grę wraz z dodatkiem Exodus. Byłem tak podekscytowany całkowicie nowym, niewyeksplorowanym obszarem planszówkowego świata, że gdy wpadłem do pracy podzielić się tymi wrażeniami z kumplami w pracy, większość z nich pukała się w głowę. Gry planszowe? To przecież zabawa dla dzieci. Na szczęście wśród nich był Wookie, którego w podobnym czasie także nadgryzł ząb szaleństwa nowoczesnych gier planszowych. Razem z nim zaczęliśmy się nawzajem nakręcać wykorzystując przerwy w robocie na rozmowy o planszówkach. Każdy z nas wręcz pochłaniał wszystko, co można było przeczytać o grach stołowych. A wtedy nowoczesne gry planszowe nie doczekały się jeszcze tak obszernej blogo i vlogo sfery. Wiedzę zatem czerpaliśmy głównie z forum gier planszowych, portalu gamesfanatic oraz co ciekawe, strony internetowej sklepu rebel.pl, zwłaszcza komentarzy.

Pamiętam zabawny motyw, kiedy spora liczba komentarzy w środowisku entuzjastów nowoczesnych gier planszowych zawierała tajemnicze skrót BGG. Gdy szybko pojąłem, że to skrót od największej bazy wiedzy o grach planszowych (Board Game Geek). Otworzyły mi się perspektywy na wręcz nieograniczony kontent na tematy związane z grami stołowymi. Było tam wszystko: opisy gier, zdjęcia, recenzje, rankingi, linki do gameplay’ów, homerule’i czy instrukcji. Jednym słowem raj dla maniaków gier planszowych. Z polskich treści wsłuchiwałem się w cykl podkastów Planszostacja, w których ekipa w składzie Bazik, Don Simon, Jan i Pancho. Oczywiście tematem rozmów były nowoczesne gry planszowe. I mimo, że w wielu przypadkach nie zgadzałem się z opiniami pojawiającymi się na łamach Planszostacji, to jednak w jakimś stopniu te audycje uformowały mój światopogląd na gry planszowe. Zwłaszcza, że chłopaki opowiadali o kultowych grach, których jeszcze nie znałem (Caylus, Zamki Burgundii, Brass, Tikal, itd…) lub były niedostępne na polskim rynku gier.

Z kim grać?

Problem z grami planszowymi polega też na tym, aby mieć ekipę by w nie grać i to najlepiej grać regularnie. A to na początku był spory problem. Dziś, nowoczesne gry planszowe są bardzo rozpowszechnione i wiele osób grało lub zna tego, kto w nie grał. Jednak, kiedy zaczynałem planszówki wychodziły dopiero spod strzechy. Nie znałem wielu osób, które podzielały mój entuzjazm grania. Mało też było miejsc, gdzie można było przyjść i dołączyć się do jakieś planszówkowej ekipy. Stanąłem przed perspektywą posiadania gier tylko dla ich posiadania, a to wcale nie napawało optymizmem. Powiedziałem sobie jednak, że to „góra przyjdzie do Mahometa” i zacząłem organizować spotkania u siebie w chacie. Ze zmiennym szczęściem powoli zarażałem kolejne osoby planszówkami. Z czasem poznawałem coraz większy krąg osób zainteresowanych graniem jak i tych, którzy posiadali własne kolekcje gier. To wszystko zwiększało potencjalną liczbę pozycji w jakie mógłbym zagrać.

Dziś problemem jest nie w co i z kim grać, tylko kiedy. Otóż tytułów gier planszowych, osób czy miejsc gdzie można grać (domówki, gralnie, stowarzyszenia, imprezy i konwenty) czy osób jest tak dużo, że to wolny czas jest największym ogranicznikiem planszówkowego hobby.

Kształtowanie gustu

Na wczesnym etapie planszówkowej euforii, ogarnęło mnie zakupowe szaleństwo. Wiele z tytułów które poznawałem chciałem mieć na własnej półce. Choć po latach muszę stwierdzić, że zasada jaką sobie narzuciłem: „przed zakupem zagraj”, ochroniła mnie przed totalnym amokiem kupowania w ciemno. I tak na pierwszy zakupowy rzut poszły: wspominany już Battlestar Galatcica, Gra o Tron, Smallworld, Zimna Wojna, 7 Cudów, Osadnicy z Catanu, Chaos w Starym Świecie, Neuroshima Hex… Z początku głównie zachwycały mnie klimatyczne ameritrashe, a wcale nie ciągnęło mnie do „wysuszonych gier euro”. Kupowałem epickie coffin boxy jak World of Warcraft, Starcraft czy Tide of Iron.

Jednak zapał w poznawaniu gier był tak duży, że wręcz wypadało poznawać klasyki, ikony nowoczesnych gier planszowych, z których większość to były gry euro (Caylus, Agricola, Puerto Rico, Epoka Kamienia, Zamki Burgundii, Zimna Wojna, Carcassone, Ticket to Ride, Tzolkin, Pandemia, Tygrys i Eufrat, itd…).

Część z nich jak Agricola była dla mnie nie do strawienia, ale w Caylusie zakochałem się od pierwszego zagrania (mimo, że ta gra wygląda obrzydliwie). I tak, wraz z kolejnymi nowo poznanymi tytułami, zacząłem doceniać nie tylko immersję z klimatem gry, ale także piękno zgrabnych mechanik. Przekonałem się, że gry nie dzielą się na euro i ameritrashe, ale po prostu na dobre i takie w które nigdy więcej nie zagram. Przykładem może być choćby Terraformacja Marsa, która na papierze posiadała wiele cech, których nie lubię, natomiast w praktyce mogę w nią grać bez przerwy.

World of Warcraft

World of Warcraft wraz z dwoma dodatkami, to był jeden z nielicznych przypadków, kiedy kupiłem coś bez wcześniejszego zagrania. Jednak się nie zawiodłem. Gra posiada fantastyczny mechanizm walki.

Dziś nie kupuję już tyle gier co jeszcze parę lat temu. Powodem jest nie tylko to, że leży na moich półkach spora liczba pudeł. Po prostu gry stały się powszechniejsze, więcej osób je posiada i nie trzeba mieć ich wszystkich u siebie. Poza tym, mimo że obecnie roczna liczba wydawanych gier, to ponad tysiąc tytułów, to jednak liczba pojawiających perełek wcale się nie zwiększyła. Powoli dojrzałem do tego, żeby nieco zmienić swoją zakupową strategię. Zaczynam pozyskiwać gry mniej dostępne, niszowe, mało znane lub zapomniane. Czyli takie, których nie mam na wyciągnięcie ręki.

Przyszłość

Nowoczesne gry planszowe na trwałe wypaliły piętno w moim życiu. Dzięki nim zawdzięczam ogromne urozmaicenie choćby w życiu towarzyskim. Nie tylko dobrze się bawię, ale także wciąż poznaję wiele bardzo ciekawych osobowości. Planszówki to doskonała odskocznia od codziennej szarości, potrafią odciągnąć mnie od ponurej prozy życia. Dają szansę znowu choć na chwilę zostać beztroskim chłopakiem bawiącym się żołnierzykami. To pozwala nie tylko zachować spokój ducha, ale co dla mnie ma także bardzo ważne znaczenie – stanowi doskonałe ćwiczenie i gimnastykę dla umysłu (o czym często dorośli zapominają i zaniedbują).

Parowóz pod tytułem nowoczesne gry planszowe śmiga coraz szybciej i dalej. Co roku pojawia się ponad tysiąc nowych tytułów. Crowdfounding, a w szczególności Kickstarter zmienił bezpowrotnie oblicze przemysłu gier planszowych. Nie jestem w stanie jednoznacznie stwierdzić czy to dobrze czy źle. Jednak fascynujące jest obserwować i doświadczać tego zjawiska, przemierzając sobie świat od stołu do stołu.

 

Linki: