Kolejny wyjazd na Pionek XXVII edycja w Zabrzu

Pionek

Dochodzę właśnie do siebie po weekendzie wypełnionym wrażeniami przy stole. Powrót do rzeczywistości po każdym konwencie jest niezwykle trudny, zwłaszcza gdy wrażenia są jeszcze tak świeże i pachnące jak francuskie bułeczki. Codzienne sprawy, w tym praca boleśnie gwałcą te jeszcze żywe wspomnienia.  Przyczyną tego stanu rzeczy był Pionek. No ale po kolei…

Początek czerwca to czas organizacji Pionka jednego z najstarszych konwentów całkowicie poświęconego grom planszowym i karcianym. Impreza którą odwiedziłem czwarty raz. Już sama atmosfera na co najmniej tydzień przed wyjazdem to nie tylko oczekiwanie, ale swoisty stan umysłu. I żeby nie było, sam konwent nie jest duży pod względem liczby wydawców czy odwiedzających. Raczej powiedziałbym, że jak na warunki konwentu, to dość kameralna impreza, jednak kilka aspektów wyróżnia ją spośród innych.

Przede wszystkim daje się odczuć klimat planszówkowej nerdozy. Spośród tych konwentów na jakich byłem Pionek posiada najwyższe stężenie planszówkowych geeków. Warto przyjechać właśnie choćby po to, aby powdychać specyficzną atmosferę i na 2 dni poczuć się wreszcie normalnym. Poza tym, na wyprawę na Pionek jedziemy zawsze zgraną ekipą. Jest to też pretekst by zobaczyć się ze znajomymi, pograć w nieznane gry (zarówno te zapomniane i trudno dostępne, jak nowe czy prototypy). Dodatkową atrakcją Pionka jest Bazar Gier planszowych, na którym można wyhaczyć naprawdę ciekawe planszówkowe perełki.

Tradycje

Powoli staje się tradycją, że w piątek około południa zrywamy się wcześniej z pracy, kompletujemy ekipę do samochodu i ruszamy na południe, zawsze w to samo miejsce – Jaworzno. To kolejna tradycja, albowiem zwalamy się całą bandą u kolejnego planszówkowego geeka – Storma, a u niego często oczekuje ktoś jeszcze, tym razem był to Opos. Tak więc zebrawszy manatki jedziemy na Wrocław potem Opole i… Tutaj zdarza się kolejna tradycja: korek. Nie wiem dlaczego, ale autostrada A4 na tym odcinku zawsze jest remontowana i zawsze musimy mierzyć się z utrudnieniami na drodze. Nie udało nam się ominąć korku i niestety staliśmy w nim półtorej godziny. No ale jak tradycja, to tradycja…

Bazar

W tym roku Pionek ponownie odbywał się w hali MOSiR w Zabrzu. Jest ona bardzo przestronna i przewiewna, co ma bardzo duże znaczenie zwłaszcza w ciepłe dni (choć raz w zimowej edycji, bez ogrzewania było

Nowy nabytek Dominant Species

Nowy nabytek Dominant Species

bardzo nieprzyjemnie). Pierwsze co robimy, to wpadamy na Bazar by przejrzeć pierwsze wystawione oferty. Z drżącymi rękoma i lekkim podnieceniem i delirką zaczynam przemierzać stoły wypełnione pudłami. Ot tutaj sucharek, tutaj jakaś KSowa produkcja… z udawaną miną znawcy wgryzam się w kolejne tytuły i … MAM! Znalazłem dobrą pozycję 1960: The Making of the President – trudną do dostania grę symulującą kampanię prezydencją Nixon/Kennedy, którą miałem na oku od bardzo dawna. Już jestem gotowy ją kupić, gdy prawie w ostatniej chwili zauważam kolejny rarytas Dominant Species.

No i mam dylemat. Serce podpowiada kup oba, jednak rozsądek i poczucie umiaru chluszcze mi wodą w twarz: opanuj się człowieku. Odchodzę od stoiska i idę grać, by w tym czasie zastanowić się i już na chłodno dokonać wyboru. Ostatecznie zdecydowałem się na grę o opanowywaniu Ziemi przez różne gromady zwierząt. Gier typu card driven na dwie osoby mam już kilka, a 4X o rozwijaniu gatunków jest bardzo intrygujący. Szczęśliwy i uwolniony od dramatycznego wyboru mogłem spokojnie zanurzyć się w kolejne rozgrywki. Tak… wiem, wszystko to brzmi dość egzotycznie, no ale cóż, jak się jest planszówkowym geekiem, to trzeba to w sobie zaakceptować.

Wrażenia

Ostatni Pionek oceniam bardzo pozytywnie i to z wielu powodów. Przede wszystkim podczas dwóch dni udało mi się zagrać w 10 rozgrywek w tym 6 nowości, co uważam za bardzo dobry wynik. Tym razem wśród wydawców odczuwalna była absencja kilku stałych bywalców (zwłaszcza Phalanx Games, czy Lacerty). Przyczyną tego było to, że w tym samym czasie odbywały się jeszcze dwa inne konwenty: UK Expo i Comic Con. Jednak grać było w co i nie miałem poczucia, że coś istotnego mnie ominęło. Być może jakby wydawnictw było więcej to pojawiłby się taki niedosyt. Fakt, liczyłem że na Pionku pojawi się kilka gorących tytułów, w które miałem chrapkę zagrać (np. First Martians, Lords of Hellas, może nawet Stworze) jednak co się odwlecze to nie uciecze. Dodatkowo, po zamknięciu Halli, wieczorami graliśmy do późnej nocy we własne tytuły (Battlestar Galactica, Lords of Waterdeep i… o zgrozo… Mamy Szpiega).

W niedzielę zaś odbył się UnPub, czyli prezentacja prototypów gier, gdzie była okazja zagrać w gry, które przechodzą etap testów. Ma się wtedy niepowtarzalną możliwość zagrania z twórcą gry, podzielenia się uwagami, a w skrajnych przypadkach odciśnięcia swojego piętna na jakimś aspekcie przyszłej gry.

To, do czego mógłbym się doczepić, to w sobotę brak było food tracka lub innej małej gastronomii (w niedzielę podjechało jakieś meksykańskie żarcie). Nie było to dla nas uciążliwe, bo jeść szliśmy do pobliskiej pizzerii, ale jednak kosztowało nas to nieco więcej czasu. A wiadomo, każda minuta na konwencie jest bezcenna.

Drugą rzeczą, do której na siłę mógłbym się przyczepić, to dość mały wybór gier w wypożyczalni, zwłaszcza wśród dłuższych, mięsistych tytułów. Większość graczy, którzy chcieli w takowe zagrać przynosiła je ze sobą, np. widziałem stoły cały dzień zajęte takimi grami jak: 1844 czy SW Rebelię. Nie mniej jednak wymienione rzeczy były mało znaczącymi drobiazgami, w żaden sposób nie wpływającymi na pozytywne wrażenia z konwentu. To co warto, by organizatorzy wzięli pod uwagę, to aby termin kolejnego Pionka nie nałożył się z innymi planszówkowymi imprezami.

Poznane Gry

Każdy konwent to okazja do zagrania w nieznane dotąd tytuły, głównie nowości, ale nie tylko. Jak już wspomniałem podczas XXVII edycji Pionka udało się zagrać w 6 nowych tytułów:

  • Lord of Waterdeep – tą grą zainteresowany byłem od bardzo dawna. Problem w tym, że w swoim otoczeniu nie znałem nikogo, od kogo mógłbym ją pożyczyć, zagrać i przekonać się czy nadaje się ona do mojej kolekcji. Dzięki uprzejmości Oposa mogłem wreszcie wieczorem w to zagrać (i to 3 razy). Gra to bardzo udany worker placement, którego osią jest wykonywanie misji. Jej małym mankamentem jest to, że nie ma w niej za dużo negatywnej interakcji, mimo że czasem „Mandatory Questy” bywają bardzo uciążliwe. Nigdy nie odmówię zagrania w ten tytuł, choć na dzień dzisiejszy nie mam potrzeby jej posiadania.
  • The Godfather – to była właśnie „ta niespodzianka” wydawnictwa Portal, którą pokazali na Pionku (osobiście stawiałem, że będzie to First Martians). Świetnie się złożyło, że przed Ojcem Chrzestnym, grałem w Lords of Waterdeep, bo te gry są do siebie zaskakująco podobne. Otóż osią gry jest także wykonywanie misji, ale są one bardziej agresywne i stanowią negatywną interakcję między graczami. Ponadto walka o panowanie w dzielnicach plus mechanizm odkładania zdobytej nielegalnie gotówki sprawiają, że grało się bardzo przyjemnie. Jedynym minusem tej gry jest jej astronomiczna cena.
  • Alien Artifacts – to gra, a w zasadzie prototyp gry, który ma już swoją długą historię i dość dużo było szumu na jej temat. Gra jest dewelopowana grubo ponad rok, zatem miałem nadzieję, że jest już w finalnej fazie prac. Zwłaszcza, że planowana jest na tegoroczne targi w Essen. Bardzo się zatem zdziwiłem, widząc to w co zagraliśmy. Otóż sama gra to nic innego jak karciana sałatka punktowa, a wręcz pasjans który można układać samemu praktycznie bez potrzeby kontrolowania tego co robi przeciwnik. Co więcej zagraliśmy w wariant bez walki, zatem przy stole po prostu wiało nudą. Sama gra sprowadzała się do kupowania lub realizacji projektów (czy to budowa statków, eksploracja planet, czy rozwój technologii). Nie było w tej grze żadnej nowej rzeczy, która by mnie zaskoczyła. Rozumiem, że taki typ gier wielu osobom może się podobać, ale nie mnie. Ta gra była zdecydowanie największym rozczarowaniem tego konwentu.
  • Najeźdźcy Północy – gra okazała się przyzwoitym euro, z ciekawym mechanizmem doboru robotników. Typ workera warunkował możliwość wykonywania różnych akcji i ich siłę. Jak na proponowaną cenę i czas rozgrywki to gra dała wystarczający poziom satysfakcji.
  • Pocket Mars – to szybki filerek, przy którym trzeba nieco pogłówkować. Ot gra do kotleta z bardzo ładnymi grafikami na kartach (w postaci planów technicznych poszczególnych budynków).
  • Ulm – krótkie euro na godzinkę (choć nam zajęło to znacznie dłużej) z bardzo ciekawym mechanizmem wypychania żetonów akcji z szachownicy 3×3, które w zasadzie „robiło” tą grę. Bardzo pozytywne zaskoczenie.

Podsumowanie

Kiedy w niedzielę wieczorem mając Pionek już za sobą,  wracałem do Poznania byłem pełen satysfakcji. Choć nie zagrałem we wszystko na co liczyłem, to jednak pula zagranych gier w pełni mnie zadowala. Przywiozłem ze sobą 2 nowe gry (oprócz Dominant Species, nabyłem jeszcze Age of Empires III 1ed praktycznie nie graną w folii). Spotkałem się z osobami, których nie widziałem rok, naśmiałem i niedospałem. Jednym słowem naładowałem nerdowskie akumulatory na najbliższe tygodnie. Czego chcieć więcej?