Pyrkon 2022 – planszówkowa subiektywna relacja

Wreszcie odbył się Pyrkon 2022

No i co? Mówiąc krótko, było i się skończyło. Po trzech latach wyposzczenia, wyczekiwania i niepokoju czy w ogóle się wydarzy, wreszcie jednak odbył się Pyrkon 2022. I znowu jak to zwykle bywa, człowiek czuje się rozdarty pomiędzy euforią fantastycznie spędzonego czasu, a uczuciem pustki. Albowiem całe to konwentowe dobro właśnie się zakończyło. Czuję się, jakby wyrwano mnie z korzeniami ze świata pełnego kolorów do innej, burej rzeczywistości. Na szczęście ten konwentowy kac i rozkwiatund minie, a w głowie pozostaną miłe wspomnienia.

A jak było? Oj, trudno jest to opisać słowami, choć pewnie wielu będzie próbować w tym i ja. Na pewno było rekordowo. Pyrkon 2022 odwiedziło ponad 56 tysięcy osób. Pobito tym samym rekord z ostatniej edycji. Nie wiem czy jest sens zastanawiać się, czy tak duża frekwencja była skutkiem trzyletniego, pocovidowego wyposzczenia, czy pogody, terminu (tuż przed końcem roku szkolnego), czy po prostu marka Pyrkon jest już na tyle silna, że przyciąga coraz więcej ludzi, niczym magnes. Zostawię tę analizę dla organizatorów. Skupię się na subiektywnej ocenie imprezy.

Zaczęło się już w … środę

Z racji tego, że czwartek przed Pyrkonem był dniem wolnym, to nasza planszówkowa banda zleciała się do Poznania już w środę. A to oznaczało, że możemy rozłożyć nasze siły na co najmniej jeden dzień dłużej niż zwykle. Zatem w pierwszy dzień było towarzysko, spacerowo i planszówkowo. To na co warto zwrócić uwagę, to już w czwartek wymieniliśmy bilety na identyfikatory, tak aby nie stać w piątek w przysłowiowym już kolejkonie. Okazało się to dobrym posunięciem, bowiem piątkowa kolejka po identyfikator przed Targami była epicka i ciągnęła się na kilkaset metrów.

Pyrkon the Boyz

Pyrkon 2022 to przede wszystkim niesamowita atmosfera panująca na całym terenie Festiwalu.

W środę wszyscy byliśmy zmęczeni całym dniem, ale dominowało podekscytowanie tym, że wreszcie mogliśmy się razem zobaczyć. Stąd na stole wylądowało jedynie WelcomeTo i powykreślaliśmy sobie co nieco. Zaś w czwartek, aby zacząć miło dzionek pokazałem tym co nie znali Kowali Losu. Dopiero wieczorem przysiedliśmy do czegoś mocniejszego i zagraliśmy w The Thing – kooperacyjną grę z motywem zdrajcy.

The Thing, to gra nawiązująca wprost do kultowego filmu o tej samej nazwie. Grupa naukowców w bazie na Antarktydzie zaczyna doświadczać dziwnych, wręcz terminalnych wydarzeń. Wśród grupy badaczy znajduje się obcy, który ma możliwość zarażać pozostałych. Grę wygrywają badacze, jeśli wszyscy niezarażeni zdołają uciec z bazy, w przeciwnym razie wygrywa obcy (reprezentowany przez wszystkich zainfekowanych badaczy).

Choć The Thing średnio przypadł mi do gustu, to nie jest to zła gra. Niestety podczas rozgrywki nie czułem klimatu paranoi. Być może jakbym odświeżył sobie film byłoby ciut inaczej. To, co najbardziej podobało mi się w mechanice gry, to sposób zarażania przez obcego. W momencie, gdy dwoje graczy znajdzie się w tej samej lokacji muszą obdarować się swoimi żetonami zarażenia. W przypadku kiedy postać jest zarażona daje tej drugiej dwa wymieszane żetony: człowieka i obcego. W przypadku, gdy gracz jest niezarażony oba tokeny to żetony człowieka. Drugi z graczy robi to samo. Obaj gracze biorą jeden z otrzymanych żetonów, a następnie oddają oba mieszając je.

W ten sposób żaden z graczy nie wie jaki żeton podejrzał drugi gracz. Co prowadzi do tego, że obcy ma jedynie 50% szansy na zarażenie innego badacza, jednak nigdy nie może być tego pewien. Takie rozwiązanie potencjalnej kontaminacji powoduje, że należy sporo główkować, kto, jak i dlaczego został zarażony. Warto też wspomnieć, że sama gra premiuje zbieranie się graczy w grupy. Wtedy wykonywanie poszczególnych akcji w danym pomieszczeniu jest zwielokrotnione, niestety kosztem potencjalnego zarażenia.

The Thing

The Thing to gra nawiązująca do kultowego filmu o tej samej nazwie.

Niestety The Thing ma dwie dość istotne wady. Jedną z nich jest to, że grając np. postacią dostającą bonus do obsługi generatora energii, nie opłaca się tą postacią robić nic innego. W konsekwencji w każdą kolejną rundę taka postać robi to samo. Drugim dość irytującym mankamentem w grze The Thing jest rzut na pogodę. A może nawet nie sam rzut tylko jego skutki. Tutaj podobnie jak to jest w Robinsonie, zła pogoda powoduje większe zużycie zasobów, a przez to zmusza graczy do skupienia się jedynie na zapobieganiu zamarznięciu.

Opos skwitował rozrywkę The Thing bardzo trafną uwagą, że jest to amplituda skrajnych efektów. I coś w tym niewątpliwie jest. Gra swoimi wydarzeniami (w tym pogodą) obija swoich bohaterów od ściany do ściany.

W każdym razie w czwartkowy wieczór udało nam się dwa razy opędzlować w The Thing. Dało mi to wystarczająco dużo możliwości na poznanie tej gry i na długi czas mam jej dosyć.

Piątek czas start

Już od samego rana podekscytowani ruszyliśmy, aby o godzinie 10:00 wkroczyć na teren Międzynarodowych Targów Poznańskich. I jaka była moja radość ponownie poczuć ten zapach nerdyzmu i różnorodności. Widok tysięcy młodych ludzi – ciałem czy duchem – wspólnie przeżywających coś nienamacalnego, jakby efemerycznego poczucia nieskrępowanej wolności sprawiał, że ponownie na 3 dni wkroczyłem do krainy po drugiej stronie lustra.

Tak się złożyło, że mieliśmy z Wookiem i Patrykiem do wykonania ważną misję. Otóż w ramach Sekcji Planszowej Druga Tura otrzymaliśmy do wykorzystania vouchery od kilku wydawnictw. Trzeba je było najpierw pobrać w Punkcie Obsługi Wystawców i zgłosić się do Kasi, która była w tym obszarze szefem wszystkich szefów. Jednocześnie mieliśmy pretekst, aby przemknąć przez bramki hali wystawowej, która miała być otwarta dla zwiedzających dopiero po 14:00. W ten sposób mogliśmy swobodnie obejść stoiska i zorientować się w ofercie wydawnictw gier planszowych, a także rozważyć na co wydać uzyskane karnety.

Gdy wybiła 14:00 nasza planszówkowa banda podzieliła się na dwie części. Wraz z Wookiem i Patrykiem polecieliśmy na stoiska wydawnictw wykorzystać vouchery, natomiast Burz, Opos i Marta oblecieli stoiska i zarezerwowali miejsca oraz terminy do prezentowanych gier przy stoiskach wydawców. Okazało się to optymalną strategią, albowiem z jednej strony mieliśmy zaklepane miejsca przy najbardziej miodnych i interesujących nas nowościach, a z drugiej wykorzystaliśmy pełny wybór zakupowej oferty przy stoiskach z grami planszowymi. Ostatecznie już po niecałej godzinie, podekscytowani i z bananami na ustach wywlekliśmy z Targów 17 pudeł.

Frostpunk

Pierwszą grą, do której zasiedliśmy to Frostpunk. To zeszłoroczny kickstarterowy hicior, adaptacja gry komputerowej o tej samej nazwie. Wydawnictwo Rebel zaprezentowało wersję retailową, która ma pojawić się w sprzedaży pod koniec tego roku. Dla tych co nie znają gry (w tym ja) naświetlę jej tło. Otóż jakieś 150 lat temu Świat ogarnęła katastrofa klimatyczna, a temperatura Ziemi zaczęła gwałtownie spadać. Ludzkość stanęła w obliczu wyginięcia. Niedobitki zaczęły migrować na północ do specjalnie przygotowanych mega instalacji, które miały ogrzewać tworzące się wokół nich osady ludzkie. Celem gry było przetrwanie takiego miasta.

Odpowiednik gry komputerowej na planszy posiada ten sam cel, aczkolwiek pudło będzie oferować kilka możliwych scenariuszy. We Frostpunk, wszyscy razem w pełnej kooperacji, musimy dbać o utrzymanie ognia w generatorze ciepła, budować schronienia dla ludności, uzyskiwać coraz to nowsze technologie potrzebne do osiągnięcia celu w grze. Każdy z graczy wykonuje swoje akcje przyporządkowując robotników do poszczególnych lokacji i rozstrzyga karty wydarzeń. I w zasadzie to jest cała gra.

Frostpunk

Podczas rozgrywki we Frostpunk dominuje olbrzymia wieża generatora.

Jeśli miałbym w jednym zdaniu scharakteryzować Frostpunka, to jest to bardziej klimatyczny Robinson na sterydach lub ewentualnie This War of Mine tylko że gorsze. Nic nadto. Szczerze mówiąc Frostpunk bardzo mnie rozczarował. Zwłaszcza, że grze komputerowej towarzyszyła bardzo pozytywna fama. Główny bajer w grze czyli wieża symbolizująca generator i działająca jak ta w Shogunie, kompletnie mnie nie podnieciła. Co więcej była tak wielka, że zasłaniała sobą sporą część planszy znajdującą się za nią, uniemożliwiając pełne rozeznanie się w sytuacji na planszy. Podsumowując, Frostpunk okazał się kooperacyjną grą o suwakach zasobów, opakowaną w klimatyczny i plastikowy fluff, które maskują grę optymalizacyjną z bardzo krótką kołderką.

Bretwalda

W tym roku wydawnictwo Phalanx ruszyło z kampanią crowdfoundingową z grą Bretwalda. Pyrkon 2022 był doskonałym miejscem na promowanie tego tytułu. Bretwalda to strategiczna gra o dominację nad terenem dzisiejszej południowo-centralnej Wielkiej Brytanii. Ten kto wygra ogłoszony zostaje tytułem Bretwalda. Aby zwyciężyć należy kontrolować 7 miast lub po zakończeniu 12 rundy mieć ich najwięcej.

Bardzo ciekawy byłem tej gry, zwłaszcza że dotychczasowe kampanie wydawnictw Phalanx były bardzo interesujące (no może poza Rocketmanem 😛 ). Stąd bardzo cieszę się, że miałem możliwość zagrać w Bretwaldę. Ze względu na to, że była to wersja prezentacyjna, rozegraliśmy tylko 3 sezony z 12. Jednak pozwoliło mi to na tyle poznać zasady gry, że spokojnie mogę sobie w głowie poukładać czy gra nadal jest w orbicie moich zainteresowań.

Każdy gracz kontroluje jedną z 4-5 frakcji i losuje jednego z trzech dostępnych liderów, dających unikalne umiejętności. Rozgrywka podzielona jest na 12 sezonów (pór roku). Każda pora roku ma swoją specyfikę. Dla przykładu wiosną i latem lepiej jest atakować, jesienią zbierać plony a zimą wyżywiać armię. Co więcej, w każdym sezonie rozgrywamy kartę wydarzeń, która bardzo wpływa na planowanie zagrania akcji. Gracz ma bowiem możliwość zagrać 2 akcje z 4 rodzajów. Są to ruch, zbiory, rozwój, fyrd (rekrutacja i upgrade jednostek). Zatem w całej grze bazowo mamy możliwość wykonania jedynie 24 akcje. Każdy z rodzajów akcji można ulepszyć wykonując akcję rozwoju. Przez co nasze działania z czasem stają się silniejsze, zbiory plonów i podatków wydajniejsze, a wojska sprawniejsze w boju.

Bretwalda

Bretwalda nawiązuje swoim wyglądam do okresu i kultury wczesnośredniowiecznej Anglii i Walii.

Bretwalda posiada sporo ciekawych mechanizmów, choć żadne z nich nie jest zbyt odkrywcze. Jednak implementacja zapożyczonych rozwiązań w moim odczuciu jest bardzo udana. I tak podział na pory roku przypominają mi Runewars, wydarzenia i licytację Grę o Tron, żywienie jednostek i stawianie budynków Shoguna, upgrade akcji Kemeta, a walka Mare Nostrum. I to wszystko naprawdę bardzo sprawnie działa.

Nowa gra Phalanxów zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Dodatkowym aspektem jest jej wykonanie, które nawiązuje do wydarzeń i kultury tamtego okresu historii terenów dzisiejszej Anglii i Walii. Z tych powodów bardzo poważnie rozważam wsparcie Bretwaldy.

Wiedźmin: Stary Świat

Rok temu kampanie planszówkowego Wieśka rozbiły bank nie tylko na polskim zagramw.to ale także na gamefound. Na fali popularności gry i serialu przeprowadzono bardzo skuteczną kampanię promocyjną tego tytułu. Z opisów wczesnego gameplay’a wyglądało na to, że będzie to średniej ciężkości gra przygodowa. Na szczęście Pyrkon 2022 dał możliwość sprawdzenia czy moja wcześniejsza ocena Wiedźmina wytrzyma konfrontację z realną grą.

Wiedźmin to gra kompetytywna, w której gracz kieruje rozwojem witchera z jednej z wiedźmińskich szkół. Jak na klasyczną przygodówkę przystało, biegamy po planszy, wykonujemy misje, trenujemy postać, zbieramy sprzęt (mikstury) i ostatecznie ścieramy się z potworami lub innymi wiedźminami. Grę wygrywa ten, kto pierwszy uzbiera 5 punktów chwały. Te zaś zdobywamy za pokonanie potwora, udany sparing z innym wiedźminem lub medytację w jednej z umiejętności postaci.

Osią mechaniki gry jest budowanie i zarządzanie talią kart swojej postaci. To dzięki niej bohater podróżuje, wykonuje akcje oraz – co najważniejsze – walczy. W każdej lokacji, w której wiedźmin zakończy swój ruch odbywa się spotkanie (przygoda). Najczęściej jest to jakieś klimatyczne wydarzenie, w którym gracz musi podjąć jakąś decyzję. I to tyle.

Czy to dużo, czy mało? Na to pytanie każdy będzie miał swoją odpowiedź. Mnie ta gra nie porwała i szczerze mówiąc we wszystko to już grałem. I to prawie dosłownie. Mechanika zarządzania talią kart i jej przeznaczenia w Wiedźminie: Stary Świat jest prawie żywcem zaczerpnięta z innej gry –  Middle-Earth Quest – zaprojektowanej przez wspaniały duet Corey’a Koniecznki i Christiana Petersena. Same spotkania też nie są jakieś odkrywcze bo znam je z Horror w Arkham i z wymienionego już MEQ.

Wiedźmin: Stary Świat

Wiedźmin: Stary Świat, to przede wszystkim bieganie swoim bohaterem po planszy w wyścigu kto pierwszy zdobędzie 5 punktów chwały.

To co wyróżnia nowego planszowego Wieśka, to nacisk na fabularny aspekt gry. Karty spotkań są ciekawie napisane. Chce się je czytać i naprawdę fajnie się przy tym bawi. Pytanie jakie się nasuwa, to na ile rozgrywek wystarczy tych wydarzeń i czy nie staną się one znane już po kilku grach? Autorzy gry przygotowali specjalny quest pack z nowymi kartami spotkań, co ma znacznie zwiększyć regrywalność Wieśka.

Jeśli zatem miałbym ocenić Wiedźmina, to dla tych którzy uwielbiają to uniwersum i nie wymagają od mechaniki gry jakieś wielkiej wirtuozerii, to może to być tytuł, który ich przyciągnie wykonaniem, lekkością i przepięknymi figurkami. Dla mnie tytuł ten okazał się jedynie grą do okazjonalnego zagrania u kolegi.

Heroes of Might & Magic III

Jednym z żelaznych punktów programu jaki chciałem doświadczyć podczas tegorocznego Pyrkonu, to zagrać w prototyp gry Heroes III. Wydawnictwo Archon Studio poważyło się na to, aby adaptować na planszę kultową grę komputerową Heroes Might & Magic III. Kiedy pierwszy raz o tym usłyszałem, od razu powróciły wspomnienia hektolitrów godzin spędzonych przy tej genialnej grze. Jednocześnie od razu nachodziły mnie wątpliwości, czy to przedsięwzięcie jest w ogóle wykonalne.

Na szczęście udało się zapisać na testową dwuosobową rozgrywkę, gdzie miałem okazję poznać ogólny zarys gry. I od razu mogę powiedzieć, że w to co grałem trudno nawet nazwać prototypem, a jedynie koncepcją gry. I zasadnicze pytanie brzmi czy dobrą i udaną?

W planszowych Herosach gracz ma do dyspozycji tylko jeden zamek i jednego bohatera. W zależności od scenariusza, budowana jest heksagonalna mapa, którą bohater w trakcie gry będzie eksplorował. Na planszy pojawiają się budynki znane z gry komputerowej: kopalnie, źródełka, młyny, itd… Zredukowano liczbę rodzajów zasobów do złota, minerałów i kryształów, za które można rozbudowywać miasto, rekrutować jednostki czy kupować zwoje z czarami.

Heroes3

Planszowy Heroes III z wyglądu przypomina Mage Knighta.

Generalnie twórcy z Archon Studio chcieli połączyć dwa aspekty, trudne do połączenia nawet w grze na PC: strategiczny (chodzenie po mapie, rozwój miasta i armii) i taktyczny (bitwy). I to chyba nie za bardzo pasuje do tego co pokazano. Samo chodzenie po mapie, rozwój miasta (bardzo fajnie przedstawiony jako dokładanie do planszetki miasta kolejnych kafli struktur) czy nawet rozwój postaci, to wszystko jeszcze jako tako trzymało się kupy. Jednak sama bitwa kompletnie nie korespondowała ze strategicznym flow gry.

Bitwa rozgrywana jest na osobnej planszy podzielonej na pola 4×6, gdzie jednostki w postaci kart wchodzą ze sobą w zwarcie. Walka przypomina nieco rozgrywkę w Summoner Wars, aczkolwiek niesamowicie wydłuża grę.  Nie wyobrażam sobie rozgrywki w tę grę na więcej niż 2 osoby. W bitwie jednostki w kolejności od najwyższej inicjatywy wykonują swoje ataki. Słabą rzeczą jest to, że w wyniku ataku przeciwnika jednostka może zostać zdegradowana z ulepszonej na zwykłą (symulować to miało utratę części jednostek, np. z „wielu” do „mało”). Skutkuje to tym, że zmniejsza się inicjatywa jednostki, co jednocześnie powoduje, że przeciwnik skupiając się na ataku na jednostki o najwyższej inicjatywie, rozniesie go w pył. Taka taktyka bitwy może całkowicie zdominować walkę i nie dać przeciwnikowi wyprowadzić żadnego ataku.

Moim zdaniem (zasugerowanym przez Burza) lepszym pomysłem byłoby to, aby jednostki ulepszone i zwykłe miały swoje odrębne karty. W wyniku utraty części siły wojska, nie traciłyby jednocześnie inicjatywy a jedynie siłę. Takich „drobnych” smaczków prezentowany prototyp miał więcej. Zapewne część z nich w fazie playtestów i developementu będzie wyeliminowane.

Osobiście uważam, że twórcy planszowego Heroes chcą połączyć ogień z wodą. Łączą ze sobą dwie odrębne gry: strategiczną i taktyczną. Czegoś takiego nie kojarzę w żadnej grze planszowej. W grach planszowych, aby oszczędzić na czasie rozgrywki, najczęściej bitwy realizowane są szybko za pomocą rzutów kości lub zagrywania kart. W bardzo skrajnych wypadkach walki są minigrami (np. w Starcrafcie czy Forbidden Stars), ale wtedy mamy do czynienia z dużym downtime’em. W Heroes III balans pomiędzy mapą a bitwą jest zdecydowanie jeszcze bardziej zaburzony, a downtime może uśmiercić każdą rozgrywkę na trzech i więcej graczy.

Heroes Might & Magic III

Bitwa w Heroes III to minigra w grze, która bardzo wydłuża całą rozgrywkę.

Pomimo tego co napisałem, będę kibicować drużynie z Archon Studio, bo fajnie by było gdyby Herosi doczekali się dobrej, planszowej adaptacji. Jednak na podstawie tego co zobaczyłem, mam duże obawy, że skończy się to jak z poprzednią adaptacją.

The Shadow Planet

Niewątpliwie Pyrkon to 2022 okazał się czasem grania w gry kooperacyjne, bo w sumie zagrałem aż 5 razy w 4 tytuły. Burz przywiózł ze sobą The Shadow Planet od wydawnictw Galakty. Coś mi się obiło o uszy, że to bardzo dziwna gra jest. Cieszę się, że mogłem na własnej skórze poznać nowy tytuł i samemu wyrobić sobie zdanie na jego temat.

W The Shadow Planet to miejsce w którym lądował awaryjnie statek kosmiczny, a jeden z członków załogi został zamordowany w dość makabryczny, nietuzinkowy sposób. Oprócz załogi planetę zamieszkuje Strażnik i coś jeszcze. Strażnik nie chce dopuścić, aby załoga naprawiła statek i odleciała z tym czymś na pokładzie.

W grze tworzymy odpowiednik talii lojalności z BSG. Można zostać Strażnikiem, członkiem załogi, albo obcym. Oprócz tego w grze mamy postacie, których będziemy w każdej rundzie wybierać i wykonywać nimi akcje w poszczególnych lokacjach. Każdej z postaci przyporządkowany jest deck kart. Nasze akcje będą skutkować modyfikacją talii postaci. Cały szkopuł w grze będzie polegał na tym, aby odgadnąć kto jest kim, właśnie na podstawie składu talii postaci jakimi grali poszczególni gracze.

Gracze swoimi akcjami wpływają na zachowanie poziomu trzech suwaków: naprawy statku, wskaźnika odliczania i zagrożenia. Gdy choć jedno z nich osiągnie wymagany poziom, gra się kończy. Dopiero wtedy określana jest tożsamość graczy. Otrzymujemy taką postać, którą w uproszczeniu najmniej razy zagrywaliśmy.

The Shadow Planet

The Shadow Planet to bardzo nietypowa gra z motywem zdrajcy, w której sterujemy wieloma postaciami.

Następnie, gdy zagrożenie osiągnie maksimum, wygrywa Strażnik, bo uniemożliwił on rozprzestrzenianie się zarazy obcego. Gdy jednak naprawa osiągnie wymagany poziom, wtedy Strażnik przegrywa a Astronauci rywalizują o zwycięstwo z Obcym. Gdy gra zakończyła się poprzez odliczanie, wtedy wszyscy mają szansę na zwycięstwo. O tym kto konkretnie wygrał, decyduje rozkład symboli na poszczególnych taliach postaci jakie posiadają gracze.

The Shadow Planet jest dość trudna do wytłumaczenia. Z jednej strony trzeba się przestawić na to, że nie kieruje się jedną postacią. Drugą sprawą jest to, że nie od razu widzimy, jak tworzenie talii kart na podstawie wykonywanych postacią akcji, wpłynie na rozstrzygnięcie gry. Naszą rozgrywkę graliśmy dość późno po całym dniu prykonowych atrakcji, co z początku jeszcze bardziej nie ułatwiało ogarnięcia się na tej przeklętej Planecie. Niemniej jednak jeśli chodzi o grę z motywem zdrajcy, to The Shadow Planet zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu niż The Thing i z chęcią zagrałbym w nią jeszcze raz.

Pierwszy Obywatel

To co najbardziej lubię w konwentach to niespodzianki. Tak jak na poprzednim poznałem Tsukuyumi: Full Moon Down, tak Pyrkon 2022 zapodał mi blasta z całkowicie niespodziewanej strony. Otóż w niedzielę wydawało się nam, że mamy ograne już wszystkie tytuły jakie mieliśmy na swoim pyrkonowym radarze. Nagle jednak Burz i Opos podeszli do stołu, na którym prezentowany był Pierwszy Obywatel. Kiedyś, chyba właśnie na ostatnich Planszówkach w Spodku Wookie wspominał mi o tej grze, ale jak to ja… w ferworze konwentowego uniesienia przyjąłem informację jednym uchem a wypuściłem drugim. Teraz miałem okazję poznać co to za bies.

No i z początku było dość ciężko. Albo skrypt tłumaczenia zasad gry nie był optymalny i często anegdotyczny, czy to już mój mózg powoli się buntował przed poznaniem kolejnego nowego tytułu, jednak słuchając reguł gry dopadały mnie powidoki traumatycznej rozgrywki w prototyp Rycerzy Pustkowi. Na szczęście zaczęliśmy grać i … no właśnie gra mnie bardzo pozytywnie zaskoczyła. Wszystkie tłumaczone zasady niemal jednocześnie wskoczyły na swoje miejsce i grę zaczynałem bez problemu ogarniać.

Pierwszy Obywatel to gra o wykreowaniu swojego kandydata do wygrania wyborów. Mamy do dyspozycji 6 wybranych spin doktorów, których będziemy zagrywać, aby notowania naszego kandydata rosły. A walczyć będziemy z kandydatami innych graczy o poparcie w kilku segmentach elektoratu: młodzież, rodzina, starsi czy żelazny elektorat.

Gra podzielona jest na rundy o określonej liczbie tur. W każdej turze najpierw zagrywamy kartę kandydata a potem spin doktorów i kładziemy je na planszy na jednym z obszarów symbolizujących regiony Polski. To tam będzie obywać się przepychanka o głosy wyborców. Poszczególni członkowie sztabu mogą zagrywać akcje dając pozytywny wpływ na swojego kandydata i jego poparcie. Jednak to, co jest w moim odczuciu solą tej gry, to akcje negatywne. Spin doktorzy mogą rozpętać czarny pijar przeciwko innym kandydatom, przekupywać media i stosować inne tego typu brudne zagrywki.

Pierwszy Obywatel

Pierwszy Obywatel to gra symulująca kampanię wyborczą.

Każdy obszar wpływa na inny elektorat i charakteryzuje się swoimi unikalnymi cechami. Oprócz regionów, karty sztabu można je zagrywać na obszar mediów. I tak, w mediach można uzyskać szybki aczkolwiek krótkotrwały efekt poparcia. Regiony i praca u podstaw w terenie dają zdecydowanie większy impakt, aczkolwiek poparcie regionów zlicza się co trzecią rundę.

Ostatecznie zagraliśmy w pierwsze 3 rundy, tak by zobaczyć jak będzie wyglądać punktowanie za regiony. I powiem szczerze, że jestem tą grą zauroczony. Pierwszy Obywatel to dość ciężki suchar z dużą dozą negatywnej interakcji. Jednak to, co uważam za największy atut tej gry, to fakt w jak udany sposób mechanizmy zastosowane w grze pasują to jej tematu. I gdyby osoba, która tłumaczyła nam grę nie zdradziła informacji, że już wkrótce będzie jej drugie, nieco poprawione wydanie, to bez wahania kupiłbym Pierwszego Obywatela już na tym Pyrkonie. A tak będę niecierpliwie czekał na kupno drugiej edycji.

Co ponadto

Oprócz opisanych, cięższych tytułów, Pyrkon 2022 był okazją do poznania także lżejszych gier. Udało się zagrać w nominowaną w tym roku do Spiel des Jahres Kaskadię od wydawnictwa Lucky Duck Games. Okazała się świetną, kafelkową, niebanalną grą abstrakcyjną, w której budujemy obszar krajobrazu i umieszczamy tam żetony zwierząt. Wszystko po to, aby ułożyć odpowiednie kombinacje układów zwierzaków, za które punktujemy pod koniec gry.

Podobne, przyjemne wrażenia miałem z rozgrywki w Łąkę, gdzie wykonujemy akcje aby zbierać karty podłoży i zwierząt. Dzięki tym kartom tworzymy własne poletko, za które punktujemy. W swojej kategorii, gier familijnych Łąka spełnia swoją rolę i jest naprawdę świetną grą.

Ciut gorzej było z grą w Libertalia. Wreszcie miałem okazję zagrać w ten klasyk, jednak jakoś nie porwał mnie na tyle, abym mógł zapamiętać choć jeden ekstraordynaryjny szczegół z tej rozgrywki. Ot przyzwoita gra. Bez szału, ale też jestem w stanie zrozumieć, że może się ona komuś spodobać.

Podobnie było z rozgrywką w Little Town. Akurat czekając na zarezerwowany stół, mieliśmy z Oposem chwilę czasu i przysiedliśmy do tej krótkiej i małej gry o budowaniu miasta na planszy z odpowiednich kafelków. W skrócie gra rozgrywała się mniej więcej tak. Jeśli nas stać to kupujemy budynek i za niego punktujemy. Alternatywnie, w kolejnych rundach budynek może nam dać jakiś bonus, i tyle. Po którejś tam rundzie gra się kończy, zliczamy punkty i odchodzimy z niesmakiem od stolika.

Podsumowanie

Pyrkon 2022 to była zmasowana pula atrakcji, których nie dało się wszystkich skonsumować. Mimo, że chciałoby się zwiedzić dużo i rozproszyć się na wiele różnych, fantastycznych tematów, to moje konwentowe doświadczenie podpowiadało, aby skupić się na jednym wybranym aspekcie. To, że akurat dopadł mnie w życiu planszówkoholizm skutkowało tym, że skoncentrowałem swoją uwagę głównie na planszówki. Trochę żałuję, że nie mogłem wziąć udziału w kilku ciekawych prelekcjach, zwłaszcza spotkaniu w Edwardem Jamesem Olmosem, m. in. gwiazdą seriali Miami Vice czy Battlestar Galactica. No ale cóż, priorytety są priorytetami.

Nie miałem też za dużo czasu jak i cierpliwości (ogromne tłumy), aby pobuszować sobie w strefie wystawców. W piątek i w sobotę Pyrkon 2022 ogarnęły takie tłumy, że nie sposób było sensownie dokopać się niektórych stoisk bez poświęcania na to dużej ilości czasu. Dopiero w niedzielę była szansa przejść się po znacznie już przetrzebionych stoiskach i znaleźć choćby koszulkę dla siebie i Młodego.

Oczywiście obeszło się cały teren, na którym działo się wiele. W tym roku Pyrkon 2022 postawił większy nacisk na integrację. Stąd więcej było otwartych inicjatyw jak strefa festiwalowa, wioski, arena, telebimy czy wreszcie koncerty. Gdzie spojrzeć, wszędzie młodzi ludzie spędzali czas świetnie się bawiąc. Strefa wystawowa była także bardzo ciekawa. Podczas tegorocznej edycji Pyrkonu największe wrażenie zrobiła na mnie kolekcja papierowych pokemonów.

Master of the Universe

Master of the Universe – kto nie zna opowieści o niezwyciężonym He-Manie ?

Ze swojej strony Pyrkon 2022 uważam za udany ponad wszelkie oczekiwania. Poznałem 11 nowych gier, w tym udało się zagrać we wszystkie KSowe hity i prototypy, na których mi zależało. Zawsze to inaczej zagrać, pomacać własnymi rękami, niż polegać na czyjeś opinii i wrażeniach. W tym roku oferta większości wydawnictw była bardzo bogata. Widać było, że nie tylko uczestnikom brakowało tej imprezy, ale także wydawnictwom. Tutaj warto wyróżnić dwa z nich: Galaktę oraz szczególnie Lucky Duck Games, za bardzo atrakcyjną cenowo ofertę gier na sprzedaż.

Łyżkę dziegciu do wrażeń z Pyrkonu 2022 dała oferta jaką wystawiło wydawnictwo Portal Games. Otóż, wydawnictwo postrzegane przez środowisko za wydające najbardziej geekowskie gry na polskim rynku, zaprezentowało kilka prostych, familijnych gier z prymitywną wykreślanką w roli głównej. Było to dla mnie zarówno zaskoczenie jak i duże rozczarowanie. Być może skala jaką osiągnął Pyrkon 2022 była także i dla tego wydawnictwa zaskoczeniem. Niemniej jednak nie tego spodziewałem się po Portal Games.

Poza wszelkimi atrakcjami, Pyrkon 2022 to przede wszystkim okazja do zobaczenia się z naszą planszówkową bandą. Cała impreza to tylko tło, pretekst, aby spędzić ze sobą czas i towarzysko naładować akumulatory. W końcu najważniejsze w życiu są relacje, a reszta to jedynie marność i rekwizyty.