Planszowe podsumowanie roku 2021

Planszowe podsumowanie roku 2021

Kiedy sprawdziłem listę tekstów jakie popełniłem w minionym 2021 roku, to złapałem się za głowę. Bo było ich zaledwie dwa. I patrząc na analogiczny wpis z roku 2020, mam nieodparte wrażenie, że było to zaledwie kilka chwil temu. To niesamowite jak szybko przeminął w mojej świadomości ten poprzedni rok. Niczym strzała. Czas gonił czas, a Świat trzymały w ryzach pandemiczne konsekwencje, które niestety także odbiły się na środowisku gier planszowych. Planszowe podsumowanie roku 2021 także nie uniknęło piętna covid19.

Nie oznacza to, że nic się nie działo. Ot większość planszówkowych wydarzeń i doświadczeń zlały się w jedną dużą mamałygę. Teraz postaram się ją rozplątać i scharakteryzować. Albowiem mimo wielu utrudnień i ograniczeń, paradoksalnie to nie był zły rok, a na pewno lepszy niż poprzedni.

Zatem nie ma co dłużej przynudzać, czas na konkrety.

Nieco statystyki

Na początek jak to zwykle ze mną bywa, warto abym podał garść statystyk (I’m a Data Lover!), które niejako potwierdzają moje subiektywne odczucia w stosunku do tego, że roku 2021 wcale nie muszę się wstydzić. Tradycyjnie już z pomocą przychodzi mi genialne narzędzie jakim jest aplikacja BGStats. Jest to obowiązkowe narzędzie każdego maniaka liczb i planszowego „Koszałka Opałka” zafascynowanego logowaniem rozgrywek. I tak, rozpoczynając planszowe podsumowanie roku 2021, mogę się pochwalić 423 rozegranymi partiami w 119 tytułów, w tym 41 nowych. Całkowity czas spędzony przy planszówkach to 507 godzin.

Statystyki gier 2021

Statystyki gier planszożercy z roku 2021.

Nie wiem jak to jest w przypadku innych planszoholików, ale przedstawione liczby są zdecydowanie wyższe niż w roku poprzednim. I … chyba nawet satysfakcjonujące. To co mnie szczególnie cieszy, to zacna liczba nowości, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że rok 2021 ubogi był w wszelkiego rodzaju imprezy planszówkowe. A to na nich zwykle miałem okazję poznać premiery gier. Zadowala mnie też rozsądny balans pomiędzy poznanymi nowościami a resztą tytułów. Oznacza to też, że było sporo czasu na granie w stare dobre tytuły.

Miniony rok można śmiało nazwać rokiem wykreślanek, które przebojem zdobyły trzy pierwsze miejsca w rankingu najczęściej granych gier. Były to w kolejności Kartografowie, Welcome To i Rzuć na Tacę. Te proste, ale niebanalne gry często były doskonałym gateway’em do pokazania czym w ogóle są współczesne gry stołowe. Natomiast najwięcej czasu spędziłem przy Terraformacji Marsa, której 7 rozgrywek trwało sumarycznie ponad dobę (28h).

 Blasty roku

Rok 2021 obfitował w ciekawe, nowo poznane tytuły. Kilka z nich chciałbym w sposób szczególny wyróżnić, ponieważ zrobiły na mnie piorunujące wrażenie. Pierwszy tytuł, który niewątpliwe zmasakrował mi nie tylko planszówkowe psyche, ale także zwoje nerwowe, to High Frontier w wydaniu High Frontier 4All. Jest to bardzo wiernie oddany symulator lotów kosmicznych, w którym gracz najpierw projektuje swoją rakietę kosmiczną, by potem wyruszyła ona w swój lot w eksplorację Układu Słonecznego. Przy okazji warto wspomnieć, autor tej gry Phil Eklund  jest inżynierem rakietowym, który postanowił zrobić grę o tym czym się na co dzień zajmuje. A projektował ją ponad 15 lat.

Już samo projektowanie rakiety jest bardzo wymagające, ponieważ musi ono uwzględniać wszelkie potrzeby konstrukcji jak: napęd, generatory, reaktory, roboty itd. Każde z nich jest ze sobą nawzajem powiązane. Trzeba zatem mocno pogłówkować, żeby rakieta spełniła wymagania formalne, aby wylecieć w kosmos. Co więcej, tak złożony statek kosmiczny ma swoją masę (w zależności od rodzaju i liczby wymienionych wcześniej modułów). Czym większa masa, tym potrzeba większej ilości paliwa, które jeszcze bardzie zwiększa masę obiektu. Stąd rakietę charakteryzuje masa sucha (bez paliwa) i masa mokra (z paliwem). I tego typu rozważania towarzyszą początkowi rozgrywki…

High Frontier 4All

High Frontier 4All to chyba największy blast roku 2021. Gra tak inna od reszty jakie poznałem i tak genialna zarazem. Fakt, że dla niewtajemniczonych może robić piorunujące wrażenie (zwłaszcza plansza).

Sama konstrukcja rakiety to dopiero początek masakracji mózgu. Bo, gdy już posiadamy zaprojektowany statek, to należy go umieścić na LEO (Low Earth Orbit) skąd początkowo odbywać się będą wszystkie starty. Potem nasze statki kosmiczne będą poruszać się po bardzo szczegółowo wykreślonych na planszy orbitach. I tutaj możemy wykonywać manewry zmiany orbit (punkt Hohmanna), procy grawitacyjnej i innych kosmicznych ciekawostek. A wszystko po to, aby wylądować, eksplorować lub skolonizować obiekty w komosie. Jednym słowem gra cudo.

Drugi tytuł, który już od początku wprowadził mnie w stan ekscytacji, to Tsukuyumi, którą poznałem na Planszówkach w Spodku. To asymetryczna gra w klimacie japońskiego postapo. Więcej mechanicznych szczegółów opisałem w relacji z konwentu. Tutaj wspomnę jedynie, że z moją ekipą planszówkową udało się zagrać dwa razy. I odniosłem wrażenie, że Tsukuyumi każdemu zrobiła ostrą, ale pozytywną mózgową mielonkę.

Kolejna pozycja, która obowiązkowo musi zawierać planszowe podsumowanie roku 2021 to Pax Expanse. Jest to przetematowiona, fanowska wersja wydanego niedawno przez wydawnictwo Galakta kultowego tytułu Pax Pamir. Tyle, że zamiast XIX-wiecznego Afganistanu gra toczy się w świecie Sagi Daniela Abrahama i Ty Francka. Z początku wydawało mi się, że to ot zwykła gra o budowaniu swojego tableau i z akcjami na planszy. Jednak w trakcie gry Pax Expanse pokazał swoją głębię, a wszystko to okraszone klimatem sagi, którą uwielbiam. Na pewno będę chciał wiele razy jeszcze wrócić do tego tytułu.

Tsukuyumi

Tsukuyumi już na Planszówkach w Spodku zrobiło na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Potem, po kolejnych dwóch rozgrywkach, było już tylko coraz lepiej.

Na koniec chciałbym podkreślić jeszcze jedno. Tym razem będzie zjawisko związane z mechaniką gier planszowych, a nie jakimś konkretnym tytułem. Otóż sam nie bardzo lubię grać w klasyczne deck buildery. Owszem, są takie tytuły jak Legendary Encounter (Alien czy Predator) oraz Eminent Domain, ale mechanikę budowania talii uważam raczej za dobre uzupełnienie gry. A nie aby stanowiło to jej główną oś. Jednak game changerem w mojej ocenie deck builderów rozpoczął Brzdęk, a w roku 2021 cała seria nowo poznanych gier, gdzie budowanie talii przekładało się na wydarzenia na planszy. Są to Diuna: Imperium i Zaginiona Wyspa Arnak z mechaniką worker placement, Tyrants of Underdark z area controll czy w końcu Tortuga 2199.  Wszystkie wymienione tytuły bardzo umiejętnie łączą deck building z inną równoważną mechaniką, co w rezultacie dało wyśmienity efekt.

Legacy

Planszowe podsumowanie roku 2021 nie może zabraknąć relacji z gier typu legacy, w jakie miałem okazję zagrać. Na pierwszym miejscu zdecydowanie i bezapelacyjnie jestem zobligowany wymienić Pandemic Legacy 0. Jest to prequel historii opisanej w części pierwszej. Toczące się wydarzenia dały większe światło na to, co doprowadziło wybuchu pandemii Koda. Trzeba podkreślić, że „Zerówka” nie tylko świetnie fabularnie opowiedziała kawał ciekawej historii, ale też była najbardziej dojrzała mechanicznie. Tym razem pandemią byli między innymi sowieccy agenci pleniący się po kontynentach całego Globu.

Pandemic Legacy 0 wprowadził kilka ciekawych nowinek i mini gier, które sprawiły, że tytuł ten zdecydowanie trzymał poziom poprzednich dwóch części. Cieszę się, że rozwiały się moje obawy dotyczące faktu, że kolejna część Pandemica to jedynie odcinanie kuponu. Co więcej, można w ten tytuł zagrać i przed pierwszą częścią jak i po rozegraniu dowolnej z dwóch poprzednich.

Pandemic Legacy 0

Pandemic Legacy 0 to rewelacyjna kontynuacja serii. Tym razem jest to prequel części pierwszej.

Drugim tytułem legacy zaliczonym w roku 2021 były Dylematy Króla. Bardzo jarałem się, gdy zapowiedziano tę grę i sporo czytałem o innowacyjnej mechanice narracji w grze. Byłem niesamowicie ciekaw jak to będzie działać w praktyce. No i się przekonałem… niestety… trochę… bułką…

Całą kampanię Dylematów Króla oceniłbym jako swoisty roller coaster. Z początku wybory jakie rozstrzygaliśmy w ramach rozgrywki były bardzo intrygujące. Sama mechanika negocjacji i ukrytych celów każdego z członków Królewskiej Rady sprawiała, że chciało się zagrać kolejne epizody. Aż do czasu, kiedy wspólnie całą ekipą zauważyliśmy, że scenariusze są dość powtarzalne, a tło narracyjne ma szczątkowy wpływ na dalszą grę. Efekt świeżości i nowości minął. To doprowadziło, że tak od 4-5 scenariusza graliśmy już czysto mechanicznie, często dość przewidywalnie. I tak do ostatniej finałowej rozgrywki…

Natomiast ostatni scenariusz, a w zasadzie jego finał znowu podniósł poziom ekscytacji tytułem i sprawił, że moja ocena tej gry nie jest jednoznaczna. Bo szczerze mówiąc nie było źle, choć mam poczucie, że nie wykorzystano potencjału tej gry. Z tego powodu mam też mieszane uczucia czy inwestować swoją uwagę na kolejny tytuł oparty o analogiczną mechanikę „dylematów”, tym razem Dylematy Królowej, który niebawem ma zostać wydany.

Ostatnią rzeczą, którą chciałbym w tym punkcie wyróżnić, to pierwsza kampania Kości Arnoru gry wydawnictwa FFG Podróże przez Śródziemie. Na początku roku 2021 udało nam się dokończyć kampanię i tutaj także mimo bardzo pozytywnych wrażeń i doświadczeń z całej kampanii mam jeden zgrzyt. Otóż samo zakończenie cyklu było rozczarowujące i chyba zbyt losowe. Mam jednak nadzieję, że kolejne kampanie, do których się przymierzam, poprawią ten aspekt (a takie dochodzą słuchy od tych co przeszli pozostałe historie).

To co mnie ucieszyło w 2021

Oprócz szczególnie wymienionych wydarzeń i gier jest jeszcze wiele pomniejszych tematów, które ucieszyły duszę Planszożercy. Przede wszystkim to kilka nowych pozycji jakie udało zagrać. Tutaj na pierwszym miejscu wymienić Age of Conan, gra która już parę lat chodziła mi po głowie. Niestety nigdy nie miałem okazji w to zagrać. W tym roku nie tylko udało się rozegrać partię , ale jednocześnie zakupić ten tytuł wraz z dodatkiem. Nie rozczarowałem się zarówno rozgrywką jak i zakupem. To co warto podkreślić, to gra posiada unikalny system walki (bitwy, które mogą mieć 3 różne tryby) i przypomina trochę Wojnę o Pierścień, na cztery osoby.

Age of Conan

Age of Conan to solidna asymetryczna strategia z bardzo ciekawym mechanizmem walki.

Niewątpliwie sporym wydarzeniem w roku 2021 było wydanie Odmętów Grozy – spadkobiercy kultowej gry opartej na serialu o tym samym tytule: Battlestar Galactica. Gracze zamiast okrętem w kosmosie kierują liniowcem parowym, na którym zamiast „tosterów” pojawiają się potwory ze świata Cthulhu. Sama mechanika gry, pomijając kilka drobniejszych zmian jest bliźniaczo podobna do pierwowzoru. Po rozegraniu 2 partii na razie mogę stwierdzić tyle, że klimat Cthulhu jakoś mniej pasuje mi do mechaniki BSG. Owszem nie grało się źle, jednak na dzień dzisiejszy, jeśli miałbym do wyboru, to wybrałbym rozłożenie Battlestara. Z tym, że Odmęty mają nieskończony potencjał na nowe dodatki i to może wiele zmienić.

Dwa kolejne nowe tytuły, którym należą się poczytne miejsca jakie powinno posiadać planszowe podsumowanie roku 2021, to Bonfire i Wojna Szeptów. Ten pierwszy to świetne, dość ciężkie euro Stephana Felda, którym trochę nawiązuje do swojego Opus Magnum, czyli Trajana. Druga to lekka, aczkolwiek niebanalna gra z licytacją i walką o przewagi na planszy. Ot taka Gra o Tron very light. W oba tytuły grało się bardzo przyjemnie.

Ostatnią rzeczą, którą chciałbym się pochwalić, to rozpoczęcie na dobre kampanii Bitew Westeros. Wreszcie udało się odchudzić półkę hańby i wstydu wziąć się za bary z tym tytułem. Jestem w połowie kampanii z podstawki i muszę przyznać, że gra ma swój urok. Nie jest symetryczna. Są scenariusze, które wyjątkowo preferują raz Starków, raz Lannisterów, jednak jak na razie wcale mnie to nie odstręcza. Plan jest taki, aby ukończyć nie tylko podstawową kampanię, ale cisnąć temat dalej. Co będzie, jak zwykle czas pokaże.

Na co czekam

Rok 2021 pozostawił za sobą pewne niedokończone sprawy. Mało tego, rozpoczynający się obecny rok już na samym początku zapowiedział kilka ciekawych perspektyw.

Przede wszystkim gra, na którą niecierpliwie czekam, to tytuł Stellaris Inifinite Legacy, który wsparłem na Kickstarterze. Tutaj zaznaczę, że nie jestem entuzjastą tej formy zakupów, ale tytuł i to co pokazano w kampanii mnie zmasakrował. Jako entuzjasta 4Xów (link) oraz samej gry Stellaris, już byłem najarany jak szczerbaty na suchary. Dodanie do gry nowatorskiej mechaniki infinite legacy sprawiło, że wszelkie moje blokady i wątpliwości runęły jak domek z kart. Stellaris na planszy ma posiadać wiele cech swojego komputerowego pierwowzoru, żeby nie wspomnieć typowo planszowego systemu rozwoju technologicznego. Mechanika legacy ma być wspierana mnogością kart eventów, które będą przechodzić z rozgrywki na rozgrywkę, zarówno jeśli chodzi o wydarzenia w grze jak i rozwój samych frakcji.

Zresztą o samej mechanice mogę się tutaj rozpływać całymi stronami, a lepiej żebym się jednak za bardzo nie rozklejał. Wystarczy stwierdzenie, iż jestem niesamowicie ciekaw, jak to wszystko będzie się prezentowało w praktyce.

Drugi tytuł, na który czekam wraz z całą ekipą to Wampir: Maskarada – Dziedzictwo. To gra legacy w znanym uniwersum RPG, gdzie wcielać się będziemy w przywódców rodów wampirów o dominację nad Światem. Gra była już do kupienia w grudniu i nawet jest kupiona. Jednak czeka na wysyłkę, bo pod zamówienie podpięte są też inne pudła, które opóźniają odbiór. Niemniej jednak, to kolejna gra z mechaniką legacy, którą fanowi tego typu gier nie wypada pominąć. Mam co do niej nieco obaw, ze względu na krążące po sieci sprzeczne oceny tych co już w nią zagrali. Muszę jednak sam spróbować i przekonać się na własnej skórze co to za bies.

Odmęty grozy

Odmęty grozy to nowa odsłona Battlestar Galactica tyle że w oparta o uniwersum Lovecrafta.

Planszowe podsumowanie roku 2021 to także oczekiwanie na tytuły, w które bardzo chcę grać, dwa grube suchary: Carnegie i Food Chain Magnate. Obie gry należą do kategorii ciężkich ekonomicznych euro gier, o których wiele dobrego słyszałem (o tej drugiej zwłaszcza). Niestety opóźnienia w światowym łańcuchu dostaw dopadły także i przemysł gier planszowych. A to skutkuje tym, że na te tytuły trzeba było poczekać zdecydowanie dłużej. Jednak cierpliwość popłaca zwłaszcza, że przecież innych, zacnych gier na półkach nie brakuje.

Ostatnia rzecz warta wspomnienia w tym akapicie, to konwenty. Tych w odchodzącym już roku mi chyba najbardziej brakowało. Dlatego też z utęsknieniem czekam na takie imprezy jak Pyrkon, Planszówki w Spodku czy Planszówki na Narodowym. Mam nadzieję, że w tym roku ten planszowy triumwirat się odbędzie. Fajnie by było odwiedzić jeszcze jakieś pomniejsze imprezy. Oczywiście wszystko zależy od rozwijającej się sytuacji pandemicznej. Ale tutaj mam przeczucie, że po 5-6 fali dojdzie wreszcie do przełomu i jako społeczeństwa odzyskamy zarówno swobodę jak i pewność siebie.

Rozczarowania

Planszowe podsumowanie roku 2021 musi zawierać też ową przysłowiową łyżkę dziegciu. Mimo, że odchodzący rok uważam za umiarkowanie udany, to jednak znalazło się parę rzeczy, które uwierają mnie niczym drzazga w… kciuku.

Na podium niedosytu od lat i niezmiennie królują gry typu 4X. Niestety są to wymagające tytuły, do których trzeba nie tylko mieć z kim grać, ale także wygospodarować multum czasu. A na oba te aspekty jest zawsze deficyt. I tak w roku 2021 w ogóle nie zagrałem ani w Twilight Imperium, ani w Star Trek Ascendancy. W Space Empire 4X zaledwie raz. Honor rozgrywek ratują Clash of Culture i Eclispe. Jednak niedosyt pozostaje ogromny…

Drugie rozczarowanie i niestety stanowiące powtórkę z roku poprzedniego – 2020, to kolejne odwołanie Pyrkonu. Stan epidemii uniemożliwił organizację tej imprezy, co uważam za wielką stratę nie tylko dla polskiej społeczności gier planszowych. Ale przede wszystkim dla całego fandomu entuzjastów fantastyki. Mam nadzieję, że to już ostatni raz, kiedy ta niesamowita impreza musiała się nie odbyć. Zresztą epidemia dopadła także inne konwenty jak Planszówki na Narodowym czy Festiwal Gier Gramy.

Z nowych gier, które rozczarowały mnie najbardziej w roku 2021 to Pierwsi Marsjanie i Mur Hadriana. I od razu zastrzegę, że to wcale nie są złe gry. I nie oznacza także, że nie mam ochoty w nie więcej grać. Tylko oczekiwania i wymagania jakie miałem w stosunku do nich były inne niż pokazała rzeczywistość.

Jeśli chodzi o pierwszy z wymienionych tytułów, to myśleliśmy, że wejdziemy w tytuł jak w przysłowiowe masło. Znaliśmy na wylot reguły Robinsona, a Pierwsi Marsjanie mieli być tym samym survivalem tylko w marsjańskim opakowaniu. Dodatkowo z aplikacją mobilną, która miała pomagać w rozgrywce. No i rzeczywiście było tak samo tragicznie jak z Robinsonem … przy instrukcji, która powaliła rozgrywkę. Niestety Portal kolejny raz udowodnił, że nie potrafi prezentować zasad swoich gier. Rozgrywka z instrukcją na kolanie, gdzie trzeba było skakać po kilku rozdziałach, aby rozstrzygnąć kolejne zasady była horrorem. W tej grze niestety podstawową umiejętnością jest to, żeby wiedzieć gdzie poszczególne zasady gry ukryte są w instrukcji. Dopiero wtedy warto rozkładać ją przy stole. I tak pewnie kiedyś będzie, bo gra pomimo falstartu może jeszcze dać wiele pozytywnych planszówkowych wrażeń.

Drugi tytuł, który nie sprostał oczekiwaniom, to Mur Hadriana. To najbardziej skomplikowana wykreślanka w jaką miałem okazję grać. Do gry potrzebne są aż dwa arkusze wypełnione wieloma rubrykami. I co ciekawe, samo granie ma w sobie duży urok, ale to gra typowo jednoosobowa, trwająca około półtorej godziny. Miałem okazję grać w Mur Hadriana w pełnym 6-cio osobowym składzie. I powiem tyle: nigdy więcej. Rozgrywka to był obrazek sześciu głów pochylonych nad dwoma arkuszami papieru a wokół nich była tylko cisza. Rzadko kiedy ktokolwiek miał potrzebę wymienienia jakieś uwagi. Ot, po prostu wypełniało się dość skomplikowaną krzyżówkę z dodatkowymi rekwizytami jakim były meeple i karty.

Natomiast co ciekawe, Mur Hadriana posiada dobrze zaprojektowaną solo kampanię, gdzie w kolejnych scenariuszach rozwiązuje się ową krzyżówkę pod kątem zmienionych wymagań i celów. Przyznam się, że nawet rozegrałem kilka z pierwszych partii, ale potem gra mnie po prostu znudziła.

Ostatnim aspektem, który nie nazwałbym rozczarowaniem a raczej niedosytem był fakt, że ciągle rośnie liczba gier w moim potencjalnym zasięgu. Są to gry, które sam posiadam w kolekcji, gry znajomych, biblioteka Drugiej Ery gdzie regularnie gram, wypożyczalnie czy konwenty. I nie byłoby w tym nic rozczarowującego, gdyby nie fakt, że brakuje czasu aby w nie wszystkie ograć i poznać. A to sytuacja, która będzie się tylko „pogarszać”…

W przyszłość

Na koniec, gdy czytam to planszowe podsumowanie roku 2021 uświadamiam sobie, że sporo się jednak działo. Co więcej, gry planszowe niezmiennie były niejako odtrutką na wszelkiego rodzaju natłok przygnebiających pandemicznych informacji, lockdowny czy obostrzenia. Była to idealna forma oderwania się od trosk, niczym swoisty patronus rozwiewało panującą ponurą atmosferę w jakim przyszło nam egzystować.

Wchodzę w ten nowy rok, być może irracjonalnie, ale jednak z dużą dozą optymizmu. Jeśli przez te ostatnie dwa trudne lata pandemii udało się utrzymać wiele znajomości i wciąż trwać przy stole tydzień w tydzień, miesiąc w miesiąc, to dlaczego nadchodzący rok ma być inny? Świat nadal się kręci, a nowych gier planszowych na radarze nie zabraknie. Trzeba jedynie utrzymać konsekwencję i regularność grania. Tego życzę sobie i tym kilku osobom czytającym ten tekst.