Podsumowanie roku 2018 Planszożercy

Podsumowanie roku 2018

Cóż, minął kolejny już rok, który niezmiennie toczył się wokół gier planszowych. Nawiązując do świeckiej tradycji postanowiłem popełnić tekst „Podsumowanie roku 2018”. Działo się dużo, chyba porównywalnie z rokiem poprzednim. Cieszę się, że mimo obowiązków zawodowych i rodzinnych udało się zarówno uczestniczyć w kilku konwentach jak i regularnie grywać ze stałą ekipą w nowe i znane gry planszowe. Także domowa kolekcja zwiększyła się o kilka zacnych tytułów, co budzi miłe dla oka zadowolenie Planszożercy.

Liczby

Na początek warto abym podał kilka liczb, które stanowić będą punkt odniesienia dla pozostałych wniosków i przemyśleń. Otóż w całym roku 2018 rozegrałem 297 rozgrywek. To o około 50 mniej niż w roku poprzednim. Jednak liczba zagranych tytułów była większa, bo aż 94, w tym 39 nowych. To by oznaczało, że więcej sięgałem po różnorodne tytuły kosztem stałego ogrywania tych samych pozycji. Ma to w zasadzie dwa dość proste uzasadnienia.

lista rozgrywek 2018

Lista rozegranych gier w roku 2018

Pierwsze to fakt, że liczba potencjalnych gier, które są w moim zasięgu do zagrania jest coraz więcej. Zwiększają się kolekcje: moja, moich znajomych, a także gralni czy stowarzyszeń, w których bywam i gram. To skutkuje tym, że coraz większy jest dylemat w co zagrać. Tytułów jest tak wiele i często są one tak miodne, że brakuje czasu, aby zagrać w nie wszystkie. A lista dobrych gier rośnie z roku na rok. Można powiedzieć, że dopada mnie klęska urodzaju (choć z drugiej strony lepsza taka „tragedia” niż na odwrót).

Drugi powód „spłaszczenia” liczby rozgrywek wynika ze tego, że mój pierworodny dorasta i jest w stanie grać w szerszą gamę tytułów. Stąd zamiast grać 10 razy w Summoner Wars czy Neuroshimę Hex siadamy do takich gier jak Wojna o Pierścień, Zamki Burgundii czy nawet Terraformacja Marsa. Stąd sądzę, że liczba godzin spędzonych przy grach planszowych jest taka sama, tyle że przeznaczona na dłuższe tytuły. Wspomnę tylko, że mnie osobiście napawa dumą i wielkim ukontentowaniem to, iż mogę już zasiąść z synem przy bardzo ciężkich tytułach (mrówcza, planszówkowa praca organiczna zaczyna przynosić efekty).

W tym roku listę najczęściej granych pozycji otwiera Azul, co wynika z wakacyjnego grania z moją mamuśką, która dostała na punkcie tej gry lekkiego hopla. Kolejne numery na liście to Eksplodujące Kotki i Neuroshima Hex. Znowu potwierdza się zasada, że stosunkowo rzadko gram w gry, które najbardziej przypadają mi do gustu.

Najlepsze nowości

Bardzo jestem rad, że ponownie miałem możliwość poznać sporo nowości. Nie jest to może rekord, ale i tak uważam, że jak na moje skromne możliwości jest się z czego cieszyć. Część z nowo poznanych gier nie była wcale nowa, jak np. Zamki Burgundii. Jednak już dawno wyleczyłem się z myślenia o tym, że muszę gonić tylko za nowo wydanymi grami. Zresztą na rynku pojawia się ich tyle, że i tak nie mam fizycznie szans poznać ich wszystkich. Zatem lepiej dać sobie spokój i czerpać przyjemność z każdej nowo poznanej gry niezależnie od czasu, kiedy została wydana. Mimo to kilka gier zrobiło na mnie bardzo duże wrażenie.

Pierwszym tytułem, który był dla mnie swoistym blastem to Space Empire 4X. To „gra żetonowo” od wydawnictwa GMT, która już po pierwszej rozgrywce zaskarbiła moje serce. Jest w niej wszystko co powinna mieć rasowa gra typu 4X, choć ewidentnie czuć w niej nacisk na militarny aspekt rozgrywki. Byłem tym faktem zaskoczony, bowiem z tego co wcześniej wiedziałem o tej grze, to raczej opinie innych graczy mówiące o znaczącym nacisku ekonomicznym, a nie wojennym. W jej podstawowym wariancie, w który miałem okazję zagrać dwukrotnie, tej ekonomii było co kot napłakał. Być może kolejne warianty i dodatki urozmaicają gospodarczy wymiar gry. Natomiast sam aspekt militarny z motywem fog of war jest fantastyczny i trzyma w napięciu przez całą rozgrywkę. Szczerze mówiąc, pisząc te słowa mam niesamowitą ochotę zagrać ponownie w Space Empire 4X, i to od razu.

Kolejna gra planszowa, która świetnie sprawdziła się na stole to The Expanse Board Game. Gra nawiązuje do znanego serialu Sci-Fi opartego na cyklu powieści autorstwa Jamesa S.A. Coreya. Mechanikę gry w skrócie opisałbym jako Zimną Wojnę na czterech graczy z kilkoma drobnymi dodatkami (np. załoga Rosinante jako „wyrównywacz” szans dla gracza o najmniejszej liczbie punktów). Mimo że wykonanie gry jest wręcz obrzydliwe, to jednak grało się miodnie i czuć było klimat tej space opery. Np. świetnie oddana jest asymetria konkurujących ze sobą frakcji: Ziemniaki, Marsjanie, Pasiarze i Protomolekuła. Wartym podkreślenia jest to, iż jak na ten typ gry (area control, card driven), Expanse jest grą szybką i można ją skończyć w zaledwie półtora godziny. Według mnie, każdy miłośnik serialu powinien w tę grę co najmniej spróbować zagrać.

Expanse

Expanse jest wykonany tak obrzydliwie, prawie jak rasowa gra euro z lat 90tych poprzedniego wieku. Jednak rozgrywka z nawiązką rekompensuje te estetyczne wrażenia.

Trochę wstyd się przyznać, ale trzecią grą, którą chciałbym specjalnie wyróżnić to Zamki Burgundii. Dotychczas nie miałem okazji zagrać w ten klasyk nad klasykami, a wiele się naczytałem i nasłuchałem o tym legendarnym wręcz dziele Stefana Felda. O Zamkach napisano już chyba wszystko, zatem nie mam zamiaru silić się na jakieś wielkie słowa, zwłaszcza że inni przede mną zrobili to lepiej (choćby tutaj). Napisze zatem krótko. Z rozgrywki na rozgrywkę ta gra jest dla mnie coraz lepsza i ukazuje swoją głębię i kolejne warstwy. I kropka 🙂

Z nowych gier które miałem okazję zagrać, na pewno warto wspomnieć o Gloomhaven. To gra smok. Mimo, że jedynie liznąłem pierwszy scenariusz już wiem, że chcę przeżyć całą przygodę w świecie Gloomhaven. Gra wydaje się bardzo dobrym połączeniem gry planszowej i typowego RPGa. Dodając historię do typowego dungeon crawlera i opakowując to w system legacy utworzono coś bardzo ciekawego. Dodatkowo gra posiada zgrabny system levelowania postaci, gdzie grana postać zdobywa punkty doświadczenia, gdy zagrywa odpowiednie karty umiejętności. Gloomhaven oferuje około 100 scenariuszy, gdzie efektywnie kampania „zużyje” około 70-80 z nich. To bardzo dużo, z czym trzeba się liczyć umawiając się z ekipą na stałe granie.

Na koniec nowości w telegraficznym skrócie pozycje, które dały mi sporo radości:

  • Eksplodujące Kotki – fantastyczna gra, do zabawy w praktycznie każdym towarzystwie.
  • Steam Rollers – gra wygląda na niepozorny tytuł dla dzieci. Nic bardziej mylnego. Pokazuje pazur, zwłaszcza w zaawansowanych wariantach.
  • Chartestone – dziś wiem, że w Legacy można ubrać niemal wszystko. W tym przypadku to mechanika Worker Placement.
  • Cywilizacja Sid Meier’s: Nowy Początek – bardzo udane nowe podejście do implementacji kultowej gry komputerowej.
  • Gaja Projekt – Terra Mystica w kosmicznym ujęciu, nieco wygładzona i chyba także nieco lepsza.
  • Nippon – bardzo udana gra łącząca ze sobą kilka euro mechanik.
  • Szarlatani z Pasikurowic – tytuł odzwierciedla rozgrywkę. Zwariowany, luźny push your luck. Tę grę na pewno chcę posiadać w swojej kolekcji.
  • Sons of Anarchy – bardzo pozytywne zaskoczenie. Miałem całkiem inne oczekiwania wobec tej gry i cieszę się, że w rzeczywistości było inaczej.

To o czym warto wspomnieć

Podsumowanie roku 2018 to nie tylko wykaz nowości. Bardzo się cieszę, że udało się znów zagrać w dawno poznane przez ze mnie tytuły, a w które mam poczucie, że gram zbyt rzadko. Dotyczy to zwłaszcza takich gier jak Dominant Species, Tide of Iron, Chicago Express, Age of Empires III, Runewars, Clash of Cultures czy Middle-Earth Quest. Niestety odbyło się to kosztem rzadszego grania w mojego ulubionego Eclipse’a (tylko dwie rozgrywki, ech…).

Rok 2018 nie mógł się obyć bez obecności na konwentach. Jako mieszkaniec Poznania nie mogłem pominąć Pyrkonu, konwentu podczas którego czas zatrzymuje się na bite 3 dni. Była to też okazja zobaczyć się z ludźmi. Nie oszukujmy się, czas biegnie nieubłaganie i coraz większa część moich geekowskich znajomych, przytłoczona została prozą życia. Nie ma już tyle czasu na realizowanie swoich pasji. Dlatego ważne było pobyć razem w tej niezwykłej atmosferze Pyrkonu. Nie mniej jednak sam konwent był jak zwykle spektakularny. Działo się tak wiele, że tym razem nie oparłem się wewnętrznej dyscyplinie i „zdysypowałem” swój czas na wydarzenia poza planszówkowe.

Dopełnieniem Pyrkonu, biorąc pod uwagę poznawanie nowości była letnia edycja Pionka. To w Zabrzu udało mi się zagrać w te gry, które nie dane mi było zagrać kilka tygodni wcześniej na poznańskim konwencie. Poza tym była okazja znowu zobaczyć się z przyjaciółmi. Co ciekawe, na Pionku zagrałem w więcej pozycji niż na Pyrkonie. Tutaj warto abym zwrócił uwagę na prototyp gry Glory: A Game of Knights, którą prezentował nam Wis – jeden z jej twórców. Jest to gra o prowadzeniu kariery zawodowego Rycerza, który przygotowuje się do staczania rycerskich turniejów. Gra całkiem przypadła mi do gustu, choć jej wersja nie pozwalała mi na ocenę większą niż 6.5 w rankingu BGG. Ten fakt nie omieszkał mi Wis wypomnieć na kolejnym z konwentów Planszówki na Narodowym, gdy benedyktyńsko ogrywał coraz bardziej zaawansowany prototyp swojej gry. Postanowiłem sobie z duchu, że kiedyś jeszcze raz zagram w Glory jak już będzie w stanie finalnym i być może podwyższę ocenę 😉 W każdym razie będę z ciekawością śledził zbliżającą się kampanię crowdfoundingową tej gry.

Glory: A Game of Knights

Glory: A Game of Knights to gra o karierze giermka i rycerskich pojedynkach.

Jak już wspomniałem wyżej trzecim i ostatnim moim tegorocznym konwentem były Planszówki na Narodowym. I na tym wyjeździe bawiłem się świetnie, tylko niestety nie na stadionie. Otóż sam konwent, z mojej perspektywy był dość kiepski. Być może słabo się do niego przygotowałem, np. weryfikując tytuły które będą prezentowane. Skutkiem tego rozeszły się moje oczekiwania z tym co zastałem na miejscu. Było za mało miejsc do gry, zarówno w games roomie jak i na hali z wystawcami. Co więcej większość prezentowanych gier, to były gry familijne (geekowskie pozycje znajdowały się z odrębnym, małym i dusznym pomieszczeniu w strefie prototypów). Z wymienionych wyżej powodów Planszówki na Narodowym zakończyliśmy całą bandą już po niecałych 2 godzinach i graliśmy we własne gry planszowe. Szczególnie byłem ukontentowany poznając Gloomhavena, o czym napiszę jeszcze później.

Legacy

Myśląc jak ma wyglądać moje planszówkowe podsumowanie roku 2018, postanowiłem specjalnie wyróżnić swoje doświadczenia z gier Legacy. Przypomnę, że charakterystyczne dla gier typu Legacy jest to, że ich zasady zmieniają się w trakcie gry, czasem nawet o 180 stopni. Fakt ten, manifestuje się choćby tym, że na planszy przykleja się odpowiednie elementy, zamazuje lub zdrapuje, usuwa i niszczy karty z gry, itd. Jedną z najbardziej emocjonujących chwil w grze Legacy jest otwieranie kolejnych sekretnych skrzynek, w których znajdują się nowe elementy mające obowiązywać w dalszej rozgrywce.

W tym roku udało się całą naszą planszówkową paczką skończyć Pandemic Legacy 2, która generalnie trzymała wysoki poziom części pierwszej. Niesamowite, jak z dość przeciętnej gry jaką jest zwykła Pandemia, można był zaprojektować tak wciągającą fabułę. Ciekaw jestem czy w przyszłości pojawią się kolejne części Pandemica Legacy.

Idąc za ciosem zakupiliśmy piękne polskie wydanie Charterstone’a i po sześciu pierwszych scenariuszach muszę przyznać, że gra jest bardzo miodna. Tutaj podobnie jak z Pandemią, twórcy gry potrafili zrobić bardzo ciekawą grę Legacy w oparciu o zwykły mechanizm worker placement. Gra rozpoczyna się niewinnie, z dość ograniczoną liczbą możliwości, jednak już po dwóch pierwszych scenariuszach liczba dróg do punktowania praktycznie się podwaja. Warto też wspomnieć, że Chartestone jest grą do sześciu graczy, choć szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie grać w nią w mniej niż w pełnym składzie.

Tak się rozsmakowaliśmy w grach Legacy, że chcemy więcej. Na mój entuzjazm nie miała nawet wpływu porażka z SeaFallem, gdzie po 8 scenariuszach daliśmy sobie spokój z dalszym graniem. Na szczęście już wkrótce w polskim wydaniu pojawią się kolejne dwie gry Legacy: Gloomhaven i Clank (polski Brzdęk). Obie gry poznałem i już nie mogę się doczekać, by w nie zacząć pykać. Jedyne co lekko mnie niepokoi, to czy po kilkunastu rozgrywkach nie znudzi się nam Gloomhaven. 60-80 scenariuszy to strasznie dużo, zwłaszcza że jedna rozgrywka w Gloomhaven nie jest tak szybka jak w przypadku Pandemica czy Chartestone’a i może nam zabraknąć pary lub konsekwencji. Cóż, czas pokaże…

Sons of Anarchy

Sons of Anarchy to gra planszowa nawiązująca do znanego serialu o gangach motocyklowych.

Rozczarowania

Lista rozczarowań, to jak zawsze dla mnie najtrudniejsza część, jednak Podsumowanie roku 2018 musi też zawierać smutniejsze sprawy, które niekoniecznie dobrze wspominam. Na szczęście tym razem nie będzie tego zbyt dużo. Na pierwszy rzut wymienię wspominany już SeaFall. Zgodnie postanowiliśmy zakończyć grę na 8 scenariuszu. Zbyt dużo czasu minęło od ostatniej, dość przykrej rozgrywki i mentalnie każdy już rozstał się z tą grą. Tak nawiasem mówiąc przykład SeaFalla pokazał, jak trudno jest czasem wytestować grę, zwłaszcza taką która przypomina otwarty sandbox. Coś co pięknie wyglądało na papierze w rzeczywistości niestety pogrzebało grę (żeby nie spojlerować napiszę tylko tyle, że chodzi o TEN twist fabularny).

Kolejne traumatyczne wspomnienie jakim chciałbym się podzielić, to kontakt z grą Stworze. O tym tytule było dosyć głośno i kontrowersyjnie. To miała być lekka przygodowa gra w klimacie słowiańskich duchów i guseł. Dla klimaciarzy takich jak ja brzmiało to co najmniej interesująco. Gra miała zostać wydana za pomocą kampanii crowdfundingowej. Jednak czym bliżej rozpoczęcia zbiórki, tym nad grą zaczęło się robić coraz duszniej. Pojawiły się jakieś wojenki na forach, namiętne komentarze i takie tam historie dość powszechne w dzisiejszej erze internetu. Mnie interesowała gra, a nie powstała w środowisku planszówkowym przepychanka. Z uwagi jednak na to co się działo dookoła kampanii postanowiłem, że kiedyś jak los da to chcę zagrać we Stworze.

Tak się złożyło, że jeden z moich znajomych był fundatorem Stworza na kampanii Wspieram.to, która nawiasem mówiąc zakończyła się dużym finansowym sukcesem. Pożyczyłem od niego Stworze z zamiarem zaprezentowania go reszcie planszówkowej bandy. I to był mój błąd. Traumą było już samo czytanie reguł gry. Tryb solo w jaki zagrałem był tak suchy i pozbawiony klimatu jak papier ścierny. W ogóle klimatu w tej grze nie ma za grosz. Karty akcji posiadały jednozdaniowe, generyczne teksty. Jedyne co można dobrego o tej grze powiedzieć to bardzo ładne wykonanie, ale przecież to jest zdecydowanie za mało. Skutek całej historii jest taki, że oddałem grę bez zagrania w nią z kimkolwiek.

Ostatnia rzecz którą chciałbym wspomnieć, będą to wnioski po zagraniu w grę Inis. Bardzo długo czekałem na pierwszą rozgrywkę w grę dopełniającą tzw. trylogię Matagota (Kemeta i Cyklady uwielbiam). I co ciekawe, po zagraniu Inis wydała się bardzo udaną grą, a wrażenia z rozgrywki bardzo pozytywne. Zatem skąd ten niesmak? Otóż jest to gra, w którą bardzo rzadko będę miał okazję zagrać (z różnym powodów). A Inis wymaga ogranych graczy. Mam wrażenie, że jeśli znajdzie się przy stole jeden gracz, który nie czuje rozgrywki, będzie mógł łatwo zepsuć grę innym. Z tego oto powodu czuję spore rozczarowanie, bo Inis nie znajdzie się na mojej półce, pomimo tego że jest to bardzo dobra gra.

Clash of Cultures

Clash of Cultures to rewelacyjna gra cywilizacyjna, w której gracz wciela się w przywódcę jednej ze starożytnych cywilizacji.

Media

Nigdy nie ukrywałem, że mam już za sobą etap pochłaniania wszystkiego na temat gier planszowych, jaki się pojawi. Dziś już tylko punktowo sięgam po informacje, szczególnie gdy zajdzie taka potrzeba, by znaleźć coś na konkretny temat. Brakowało mi takiego zbiorczego hubu, który mógłby agregować wszelkie newsy związane z polskim (i nie tylko) rynkiem gier planszowych. W tym roku dotarłem do facebookowej strony Planszówkowe Newsy, która właśnie daje mi to co chciałem. Publikowane są liczne teasery, z których jeśli coś mnie szczególnie zainteresuje, wtedy zagłębię się w temat. Forma serwisu bardzo przypadła mi do gustu.

Kolejną ciekawym miejscem jaki odkryłem, to pojawienie się w środowisku planszówkowej vlogosfery nowego kanału ON TABLE Gry Planszowe. Wymieniony kanał to głównie podcasty z recenzjami gier lub game play’e, czyli wydawałoby się, że to taki standard. Jednak autorka vbloga zaprezentowała bardzo przyzwoity warsztat techniczny załączanych filmików, co stanowi bardzo rzadkie zjawisko. Filmy są czytelne, ciekawie poprowadzone, z gotowym, przemyślanym scenariuszem. Jest to dobry przykład i zarazem podwyższenie poprzeczki dla wielu rozpoznawalnych planszówkowych vlogerów.

Z formy pisanej bardzo odświeżającym blogiem o grach planszowych, który rozwinął skrzydła w roku 2018 był blog Krzystofa Szarawskiego Custodian of Mecatol Rex. To miejsce, gdzie można znaleźć sporo ciekawych tekstów na temat bardziej geekowskich tytułów lub w ogóle mniej znanych gier. Pomimo, że ostatnio zauważyć można było obserwowany często trend pogoni za pisaniem recenzji na akord, to jednak autor w ostatnim wpisie sam się zreflektował, że odszedł od pierwotnego kierunku swojego serwisu. Trzymam kciuki za autora, bo naprawdę pokazał, że ma potencjał.

Na koniec zostawiłem swoistą perełkę. Choć kanał PoGraMy TV istnieje już od gruba ponad roku, to natrafiłem na niego dopiero w połowie 2018 roku i był to blast, zwłaszcza gameplay’e. Bardzo brakowało mi polskiego kanału na styl Table Top prowadzonego przez Wila Wheatona i tutaj bach. Każdy kto oglądnie np. film z rozgrywki w Terraformację Marsa z Karolem Wójcickim jako gościem (popularyzator i dziennikarz naukowy), będzie zmasakrowany. Nie ma sensu strzępić klawiatury, po prostu trzeba to obejrzeć i już!

Na koniec

Trochę rozrosło mi się to Podsumowanie roku 2018, zatem postaram się już za dużo nie przynudzać. Cieszę się, że tyle działo się w mijającym roku, który jawił mi się jako rok gier abstrakcyjnych. Poznałem ich wyjątkowo dużo (Azul, Sagrada, Zamek Smoków, Minerały, Blueprints, Steam Rollers, Abalone, Cryptid …). Z drugiej strony powróciłem do kilku zakurzonych gier i mam nadzieję, że będą one częściej lądować na moim stole. To co napawa mnie dumą jako ojca i nadzieją jako planszoholika to fakt, że mogę z synem zagrać w naprawdę ciężkie tytuły. To co smuci, to niestety do mojej półki wstydu doszły koleje dwa tytuły: Hannibal i Gildie Londynu, choć to już będzie raczej stały trend w planszówkowym hobby. Jest coraz więcej posiadanych gier, a tytułów na rynku przybywa w astronomicznym tempie. Stąd zmuszony jestem pogodzić się z tym, że sporo tytułów będzie zbierać kurz na półce. Ważne jest, aby wciąż znajdywać czas, aby grać i świetnie się bawić przy stole w doborowym towarzystwie. Tego życzę sobie i wszystkim planszówkoholikom.

 

Przydatne linki:

  • gameplay kanału PoGraMy TV z Terraformacji Marsa.
  • Ciekawe spojrzenie na podsumowanie roku 2018 wg. Custodian of Mecatol Rex
  • Roczne podsumowanie rankingu BGG